29.12.15

Kaczka sraczka

Ten wpis nie ma nic wspólnego z polityką. To swoisty protest przeciw niskiej jakości gumowym kaczuszkom do kąpieli sprzedawanym w Smyku. Te mające w założeniu umilić Mili czas podczas kąpieli zabawki to jedna wielka tandeta. Oczywiście trzymają się na powierzchni wody, jak zapewniano w Smyku. Ale nikt nie powiedział, że nie trzymają pionu. Pływają albo bokiem albo kuprem w górę. Nie dziwię się, że Mila niespecjalnie skupia uwagę na martwym drobiu. Lipa. Nie polecam.

8.12.15

Pół roku

Dwa małe jubileusze - 6 miesięcy Mili i post nr 250 (foto: Marcin Kaliński)

2+1


Nie mogłem się zdecydować - kolor czy czarno-białe to dałem oba :)

Szumiś dla Charlotty i Zuckerberga

Dowiedziałem się, że Szumisia z Polski ma Charlotte, córka księcia Williama i Kate oraz córka Zuckerberga. Czyli napiszę inaczej: takiego Szumisia jak Mila ma także brytyjska księżniczka i facebook-baby.


Pisał o tym Puls Biznesu

O i tu też...



A o samym Whisbear pisałem już wcześniej tutaj.

6.12.15

Smoki

To już trzecia tura smoczków Mili. Zwykle kupujemy po dwa. Tym razem K. nieco pospieszyła się i postanowiła wypróbować smoczki Lovi (marka Canpol Babies). Smoczki jak smoczki, kawałek gumy i plastiku. Jednak Mili Lovi nie bardzo podszedł. Przede wszystkim NUK, do którego się przyzwyczaiła ma "cycek" nieco zakrzywiony do góry, a Lovi zupełnie prosty. W związku z tym Mila szybko się nudzi innym smoczkiem i go po prostu wypluwa. Jedyną frajdę, jaką ma z nowego smoczka to zaciskanie go swoimi bezzębnymi dziąsełkami i wyciąganie go z buzi, czemu towarzyszy wyraźnie słyszalny klik. Jednak zasypiać to ona jednak woli nadal z NUKiem.

Wracamy do żabki

Kiedyś już poświęciłem post porównaniu płynów do mycia butli. Pisałem wówczas też o płynie Dzidziuś (Pollena). Teraz miałem okazję wypróbować. To jeden z najtańszych płynów (ok. 8-9 zł) i spełnia swoja rolę. Jest jednak dla mnie dość gęsty i pieniący się. NUK (12-13 zł) z kolei zbyt rzadki i w związku z tym mało oszczędny. Pośrodku stawki (11 zł)jest Frosch, do którego właśnie wróciliśmy. Gęstość płynu, spienienie i łatwość wypłukiwania w sam raz.


Szybka akcja

Można i w umywalce. Jak bidet.

Kiedy owoce?

Czekam na przeciery owocowe, bo już nie mogę tych warzywnych absolutnie pozbawionych smaku świństw. Czego nie zje Mila, ja kończę.


Idealne uzupełnienie bujaka

Krótko i na temat: firma Tiny love (made in Israel). Fikuśny pałąk, który można przyczepić do wózka, łóżka czy bujaczka. U nas zamontowany jest właśnie do bujaka. Od smętnych pałąków towarzyszących zwykle leżaczko-bujaczkom (a kilka już przerobiliśmy) różni się tym (i różni zdecydowanie na plus), że można ten pałąk dowolnie zginać, dzięki czemu Mila ma akurat w zasięgu dłoni to, czym chce się akurat bawić. A jest w czym wybierać - naciągany wiatraczek, lusterko, szeleszczące motylek, słonko i kwiatek, kuleczka z koralikami. Dla Mili bujak teraz nie istnieje bez tego.

Papki

Ta marcheweczka to jest zupełnie do bani. O ziemniaku nie wspomnę. Ale już dyńka nawet nawet.

Gwiazdki

To miał być zupełnie inny projektor, ale koniec końców Mila go nawet polubiła. A już zdążyłem do wystawić znów na sprzedaż. Gra i wyświetla kolorowe wzorki przez trzy różne przeźrocza. A najciekawsze, że Mila pasjami przestaje się interesować tym co wyświetla i gra, a bardziej interesuje ją wciskanie przycisków. No i oczywiście włożenie sobie całej gwiazdki do buzi, co przy jej gabarytach (gwiazdki, nie Mili) jest raczej niemożliwe.

Koszty

Po pięciu miesiącach ustalają się pewne stałe koszty utrzymania: na bebilon i pieluchy idzie jakieś 100 zł na 10 dni. Tzn. miesięcznie ok. 400 zł. Tak, wiem i pamiętam, że modyfikowane mleko, czyli tzw. suple, to nic w porównaniu z prawdziwym matczynym. Na pocieszenie dodam tylko, że K. nadal ściąga. Poniżej porównanie składników odżywczych prawdziwe vs sztuczne. Te maczkiem zapisane składniki świadczą na korzyść tego oryginalnego.

24.11.15

Starter

Taki zestaw odnalazłem pewnego dnia w skrzynce pocztowej. A w nim marcheweczka w słoiczku, kaszka na próbę i poradnik żywienia. Można powiedzieć: perfect timing, bo przecież właśnie rozpoczęliśmy przygodę ze słoiczkami. Na kaszki trzeba jeszcze trochę poczekać, dlatego tatuś osobiście przetestował.

18.11.15

Najważniejsze

Najważniejsze, co ojciec może dać swoim dzieciom to pokazać, jak bardzo kocha ich mamę.
Święte słowa. Ciekawy wpis

12.11.15

Papu

No to na kotlety. Zaczęło się! Będzie plucie. Moja pierwsza łyżeczka. Z dyńki i inne takie tam. Możemy próbować. Zobaczymy, co przypadnie jej najbardziej do gustu. A jak coś nie za bardzo - to tatuś dokończy :) A puste słoiczki mama wykorzysta na lampioniki.



Patriotka

My już tak zostaniemy od 11 listopada do piątkowego meczu z Islandią. A jak będzie miło to i do poniedziałkowego z Czechami dociągniemy.

Szczepienie

Zamieszanie ze szczepionkami. Brak szczepionek w Polsce dla dzieci. Gwóźdź do trumny dla ministerstwa zdrowia. Jak można doprowadzić do sytuacji, w której trudno kupić najpopularniejsze i najbardziej potrzebne dzieciom zastrzyki? Czy dzieje się tak dlatego, że na Zachodzie szczepionki, które tam są dostępne w ramach świadczeń zdrowotnych, a więc jest tam pewny rynek zbytu. Czy naprawdę producenci nie nadążają z produkcją, by zaspokoić popyt w Polsce? Co to nagle liczba dzieci w kraju skoczyła? O co chodzi? Czy to normalne, że trzeba polować na szczepionkę w całym mieście, a potem płacić za nią 50% więcej niż zwykle?

Sesja

Mieliśmy okazję zostać obfotografowanymi przez naszego znajomego fotografa, który fotografował ostatnio do sesji Prezesa Polski i Davida Attenborough. A to tylko przykłady z przełomu października i listopada. No zobaczymy, jak to ostatecznie wyjdzie. Wglądówki wyglądają super. Mila będzie miała pamiątkę. Rodzice i dziadkowie też. Od kuchni wyglądało to mniej więcej tak. Łatwo nie było. Na szczęście Marcin był cierpliwy.

Metkownica

Mila uwielbia wszelkiego typu metki pętelki. Kocha zawijać je sobie na paluszek albo po prostu prztykać. Dlatego z taką fascynacją zajmuje się tzw. metkownicą. To po prostu kawałek szmaty z kilkoma różnej wielkości i różnej barwy pętelkami. A że wyglądają jak metki, stąd nazwa - metkownica. Oczywiście LaMillou :)



Sandman

Uwaga! Na początek antylokowanie produktu: ofiarą rywalizacji Microsfotu i Google pada mój blog. Przez brak aplikacji blogger w komórce Windows Phone cierpi na tym częstotliwość pokazywania się moich postów. Dziękuję za uwagę.


A teraz do rzeczy. Mila dostała od babci Eli (nadal nie mogę się przyzwyczaić, że tak piszę o własnej mamie) maskotkę przypinaną do wózka. Dziwna to maskotka - niby pszczółka, ale kolory ma takie, jakby truteń wpadł do beczki z miodem, ale pitnym. W każdym razie ma też w sobie pozytywkę, którą uruchamia się, wyciągając z jej środka sznurek, który jest nieco gruby i wygląda jak jelito. W każdym razie maskotka odgrywa taką melodię, jak z początku tej bajeczki.



Toż to Piaskowy Ddziadek. Enerdowska bajka, na którą ja już mimo rocznika 80. się nie załapałem. (Przez chwilę nawet myślałem, że on tej swojej bryczki jakąś czarną giwerę wyciąga. No i skąd właściwie to imię???)

No więc takie wspominki wzbudziła pozytywka.  Z Sandmanów wolę ten utwór.

29.10.15

Słomiany

To tylko cztery dni rozłąki, a w życiu nie spodziewałem się, że tak może brakować uśmiechu Mili każdego ranka. Dzień wygląda wtedy zupełnie inaczej. 

27.10.15

Gryzak

Zewsząd płyną do nas różne i bardzo mieszane opinie na temat uroków ząbkowania. Wszystko jeszcze przed nami, wszak Mila nie ma jeszcze 5 miesięcy. Natomiast oczywiście już od dawna z lubością wkłada sobie wszystko do buzi, najchętniej własny kciuk, po nim palec wskazujący, a następnie cały kułaczek, gdyby tylko zmieścił się do buzi.



No więc jest kilka wiszących, kolorowych, zabawek, które mają miękkie elementy do gryzienia, nawet jest jeden śliniak z gumowym narożnikiem z wypustkami. Ale dopiero to można nazwać gryzakiem z prawdziwego zdarzenia. Nie wiem tylko czy jest to malina, truskawka, czy może bakłażan. Ta zielona część w całości mieści się w ustach Mili. A w środku woda. Rozumiem, że to się schładza jak już nadejdzie godzina Z (od: ząbkowanie).


Żarcie i pieluchy

Jestem absolutnym fanem internetowego sklepu feedo.pl, w którym prym wiodą gigantyczne paczki pieluch i mleko w proszku. O ile czasem można złapać w promocji w drogeriach duże paczki pieluch, to w wypadku tego sklepu taka paka starczy na miesiąc. Co prawda Bebilon jest tylko troszkę tańszy, ale przy darmowej dostawie i tak się to wszystko opłaca. Ostatnio też na dokładkę zamówiliśmy płyn do mycia Mili butelek i smoczków (refill w torebce foliowej) za jakieś śmieszne pieniądze, a dzięki temu osiągnęliśmy minimalny pułap do darmowej dostawy.

Tula baby

Kajam się i posypuję głowę popiołem, przywdziewam zgrzebny wór i co tam jeszcze chcecie. Zaniedbałem ostatnio bloga w związku z różnymi zmianami w życiu zawodowym, ale że pisanie daje mi oddech i stanowi coś w rodzaju wentyla, wracam do klikania.

Dziś będzie o nosidełkach. Takich co to kupuje się, a potem z różnych przyczyn nie używa. Akurat w naszym przypadku kupiliśmy takie nosidełko na przełomie lata i jesieni, więc w ty, sezonie Mili już sobie za bardzo nie ponosiliśmy.

Przy wyborze nie było łatwo, bo wachlarz takich nosideł spory. Nawet wstrzymaliśmy się z zakupem do kontrolnej wizyty Mili u ortopedy. Ale zbytnio nie pomogła w podjęciu decyzji.

Rozpatrywaliśmy dwie opcje: Maxi Cosi Easia oraz polskiej produkcji nosidełko Tula. Chustę skreśliliśmy od razu. Znacie K., więc wiecie zapewne, że zwyciężyła opcja droższa. Tula jest naprawdę fajnym nosidłem, choć osobiście za dużo Mili się nie nanosiłem, to K. miała ją kilka razy na sobie. Łatwo się zakłada, dość łatwo reguluje. Choć z tym zakładaniem to na noszenie na plecach gotowi jeszcze nie jesteśmy. Nie tylko dlatego, że na plecy dzieciaka trudno jest założyć. Wybraliśmy czarny model w zebry. Do tego jest jeszcze kapturek, odczepiany, a na pasie praktyczna kieszonka. Dokupiliśmy też wkładkę pod pupę z usztywnieniem na głowę. Ale okazało się, że na wyrost, bo Mila jest już na to za duża. W sumie zapłaciliśmy ok. 450 zł ze zniżką za zakup internetowy w sklepie tublu.pl.

Dużo sobie obiecuję po tym nosidle, ale na razie zima idzie, więc musi przeleżeć w szafie.

W jeden z ostatnich ciepłych wczesnojesiennych weekendów wyglądało to tak.


15.10.15

Google for mums

Pierwsza szkoła dla startupów, w której udział mogą brać udział matki z dziećmi? Nie trzeba być Googlem, by na to wpaść, ale trzeba być Google, by to zrealizować. Na razie w Tel-Awiwie i Londynie.


Zapisany

Przyjęli mnie na "Warsztaty dla TATY". Super. Obawiam się tylko, że o ile w piątek wieczorem dam radę, to poświęcenie całej wolnej soboty chyba się nie uda.


7.10.15

Coś dla mnie i innych tatinków

7 sekretów efektywnego ojcostwa. www.facebook.com/razemnastegnach Tylko jak brać udział w piątkowy wieczór, kiedy każdy szanujący się ojciec powinien wtedy spędzać czas z dzieckiem? ;)

25.9.15

Podgrzewacz samochodowy

Moje perypetie z kupnem podrzewacza do samochodu opisywałem w poście o pamiętnej wyprawie na Tarchomin. Ostatecznie ten podgrzewacz zamówiliśmy gdzie indziej. Leży sobie w schowku w samochodzie, bo nie wybieramy się nigdzie po Warszawie, by musieć go używać. Ale na pewno będzie w pogotowiu w przypadku potrzeby podgrzania papu podczas dłuższego wyjazdu do lekarza. Nam przyszło go na razie użyć słownie raz podczas powrotu od dziadków. Musieliśmy się zatrzymać jakieś 100 km przed Warszawą i nakarmić Milę. Podgrzewacz jest zrobiony z rozciągliwego materiału, dzięki czemu szczelnie opatula każdą butelkę. A wtyczka pasuje do gniazdka samochodem zapalniczki. I o to chodziło. Myliłby się jednak, kto myślał, że to jak kuchenny czajnik elektryczny. Co najmniej 5 minut trzeba silnikiem pogrzać, żeby temperatura w butelce raczyła wzrosnąć. Dlatego planując postój na karmienie, warto podłaczyć butlę do grzania jeszcze podczas jazdy, bo potem na postoju szkoda czasu.

Balast

Podobno baba z wozu - koniom lżej. Ale w tym wypadku jest zupełnie odwrotnie. To znaczy Mila przybiera na wadze (14 tygodni życia - 6 kilo żywej wagi), a mi łatwiej prowadzi się wózek. Oczywiście nie zmienił swojego twardego zawieszenia, ale ponieważ Mila jest coraz cięższa - łatwiej nim pokonywać wyboje i nie jest to już tak odczuwalne, jak np. miesiąc temu. A zresztą Mili to i tak nie przeszkadza, bo i tak zasypia na wertepach. Najbardziej lubi drobną kostkę brukową.



Wózek, jakim jeździmy, już opisywałem. Warto jednak jeszcze napisać, czym wyróżnia się od innych. Ma bardzo praktyczne pokrętło blokady kól na wysokości stelaża. To znaczy, że nie trzeba schylać się i manewrować przy brudnych ubłoconych kółkach, by je na przykład zablokować do jazdy na wprost.



Same koła zaś są z dziwnego tworzywa. Ni to guma ni to kauczyk. W sumie materiał niezniszczalny i nie trzeba pompować. Choć powtórze, jak przy poprzednim wpisie, do małych przednich kółek trzeba się cierpliwie przyzwyczaić, bo nie biorą dziur jak pompowane duże koła. Za to w zwrotności i lekkości prowadzenia nie mają sobie równych. Oczywiście na prostym terenie - idealny wózek do centrum handlowego. Poważnie - pojemny bagażnik czyni z niego w naszym przypadku czasem wózkiem towarowym. Ale próbujemy go też w terenie off-road, co widać po ubrudzonych kołach.



I ostatni myk - uchwyt na kubek, a raczej butelkę. Na razie używa go tylko K. na wodę. Gdyby można było pić w miejscach publicznych, puszka piwa pasuje jak ulał. A w wózku babciny kocyk hand-made.




Keta



Znacie ten ból? Trzymasz dziecko na rękach, a dzieciak pluje smoczkiem, który ląduje na podłodze. Aby uniknąć tego typu niepodzianek wymyślono mocowania, dzięki którym smoczek może sobie dyndać nawet wypluty ze zdwojoną siłą. K. była bardzo sceptyczna wobec plastikowego łańcuszka do smoczka, który dostalismy z pamiętnym zestawem NUK. A to dlatego, ze mocowanie do smoczka jest wyjatkowo duże. Tak duże, że Mila nawet niespełna dwumiesięczna była w stanie wyciągnąć sobie z buzi smoczek przypadkowo zahaczajac rączką o ten zaczep. Za to NUK-owy łańcuszek ma bardzo przyjemny dla oka klips z Kubusiem Puchatkiem, którym przypina się łańcuszek na przykład do ubranka.









Jako alternatywę nabyliśmy drogą kupna nieco przyjemniejszy, krótszy i mniej inwazyjny sprzęt. W Rossmannie za niecałe 10 zł można kupić tasiemkę zamiast łańcuszka. Zamiast plastikowego zaczepu na smoczek jest silikonowe kółko, przez które bez problemu przeciska sie uchwyt smoczka. Natomiast mocowanie do ubranka odbywa się za pomocą nieco większego klipsa, między który wtyka się fragment ciuszka, a następnie całość zaciska. To oczywiście nieco gorsze rozwiązanie niż prosty klips, ale duży plus za silikonowe mocowanie smoczka i zgrabną tasiemkę.

24.9.15

Strata

Przepraszam za moje milczenie, ale opłakuję stratę zdjęć z chrzcin Mili. Jeśli następnym razem będziecie na 100% przekonani, że zgraliście już z telefonu wszystkie zdjęcia, sprawdźcie jeszcze ze dwa razy.

7.9.15

Tato to ja

A mama to ona. Spacerek w Opolu podczas pobytu u dziadków Mili, a moich rodziców. Bardzo przyjazne wózkom miasto.

1.9.15

Słowo się rzekło

Kiedy wypisywaliśmy się ze szpitala, a ja dziękowałem całej obsłudze na Żelaznej, usłyszałem: "niech pan napisze do naszego dyrektora". Tak też zrobiłem. Wrzucam ten list dopiero teraz, bo go po prostu teraz odnalazłem przy porządkach w komputerze.




Warszawa, 26 czerwca 2015 r.

 

Szanowny Pan
Dr n. med. Wojciech Puzyna
Dyrektor Szpitala Specjalistycznego
Św. Zofii w Warszawie
Centrum Medyczne „Żelazna” Sp. z o.o.



                        Szanowny Panie Doktorze

            8 czerwca 2015 r. przyszła na świat Mila (córka Katarzyny Czajki-Poznań). Kiedy pięć dni później przy wypisie dziękowałem personelowi, usłyszałem: „proszę napisać o tym dyrekcji”. I słusznie. Dlatego na Pańskie ręce składam w imieniu własnym i żony podziękowania za fachową opiekę, pomoc i wsparcie na każdym etapie porodu oraz w pierwszych dniach połogu. Mogliśmy liczyć na ciepłe słowa i cierpliwość w tych najważniejszych dla nas chwilach. Spisane zdania nie oddadzą radości i szczęścia rodziców. Przez emocje nie jestem w stanie wymienić osób, które nam pomagały przez te wszystkie dni. Wspomnę więc tych, których nazwiska znalazłem w książeczce zdrowia dziecka: M. Witkiewicz, M. Jarczak, A. Zawadka, R. Kuszyk, J. Baszczeska. Dziękuję im i wszystkim tym, z którymi zetknęliśmy się w Centrum Medycznym „Żelazna”.


 



Na zmywaku po raz enty

Dziś z Oblatywaczką Milą przetestujemy utensylia do mycia dziecięcych butelek i akcesoriów, czyli po polsku - szczotki.
Nabyliśmy drogą kupna dwie takie szczoty. Obie firmy Canpol Babies. Pierwsza z nich to typowa szczotka do butelek z uchwytem w kształcie misia. Sprzedawana jest chyba w dwóch wersjach koloru. Nie pamiętam już jednak tej drugiej. Cena: 6-7 zł. Co tu dużo pisać - po prostu szczotka do butelek. W zestawie sprzedawana z taką mniejszą szczoteczką do czyszczenia smoczków. I właśnie ta malutka mi się najbardziej podoba. Ten ozdobnik w kształcie misia może i ładnie wygląda, ale trudno nakłada się go np. na haczyk w kuchni.
Drugi rodzaj szczotki również występuje w kilku wersjach koloru, ale paleta barw jest tu zdecydowanie szersza. My wybraliśmy czerwień. Solidna szczotka za 8-9 zł. Bardzo praktyczne zakrzywienie pozwala doczyścić zakamarki butelki. Choć po 2 miesiącach używania zauważyliśmy już pewne zmęczenie materiału w postaci mocno rozgiętego włosia. Nie do końca też wiem, co autor miał na myśli z tą gumową końcówką. Nie sądzę, by było to do czyszczenia smoczków, bo niby jak? Może z resztek jedzenia w smoczku? Gdzie tam! Przecież  nic gęstszego od mleka i wody przez smoczek nie przejdzie. A może służy to do skrobania zaschniętych resztek mleka wewnątrz butelki? Może, ale który rodzic dopuści naczynia swojego dziecka do takiego stanu?
Więc z nudów można sobie tą gumką też w nosie podłubać.
A rak szczerze? Wystarczy kupić normalny wycior do butelek na dziale małe AGD za 2-3 zł i zmieniać co 2 miesiące. Gwarantuję, że da radę.

Niepalenie

A tyle razy tłumaczyłem K., że matka karmiąca nie może palić. I żeby tylko papierosy, ale dopalacze?

Podróżniczka

Zachodziliśmy w głowę, jak ma być w tym samochodowym foteliku Mili wygodniej. Taka poduszka stanowiąca podwyższenie pod pupę miała powodować, że małemu pasażerowi miało być wygodnie. Tymczasem nasza Mila po prostu zjeżdżała w tym foteliku na dół. No przecież nie będę jej zaciskał do oporu pasami, by utrzymać ją w miejscu. No i wyobraźcie sobie nasze odkrycie. Wystarczyło po prostu wyrzucić ten booster. Widocznie był przewidziany tylko dla noworodków. No i widać, że Mili już wygodniej.

Lokowanie produktu

Tego używamy. Bobini produkowany w dolnośląskim Jaworze. Charakterystyczny przyjemny zapach. Sensacji skórnych nie było. Więc nie eksperymentowaliśmy z niczym innym. Odkryłem, że najtaniej można płyn Bobini kupić w hipermarketach Auchan (ok. 7 zł litr). Ale ostatnio zauważyłem też dwulitrowe opakowanie w Rossmannie (14-15 zł). To teraz czekam na propozycję reklamy z Miła i piorącym tatusiem :)

30.8.15

Pan z kupą

Padło tu wiele gorzkich słów na temat niektórych jednostek służby zdrowia finansowanych przez NFZ. Ale jest pewien wyjątek, o którym chciałem popełnić ten wpis. Otóż w Warszawie na ul. Malczewskiego jest tzw. nocna opieka medyczna. W weekendy, noce i święta dyżurują tam także pediatrzy. To nic, że wydają się nieopierzeni niczym Doogie Howser. W końcu to jednak lekarze. Po WUM. Być może odbębniają tu jakieś staże. Nieważne - są bardzo pomocni, a wyczerpujących informacji udzielają także telefonicznie. Tak więc spanikowany rodzic niekoniecznie musi jechać przez pół miasta z niepokojącą plamą na dziecięcia pupie, która okazała się niedomytym kleksikiem po kupie (być może historia zna takie przypadki, ten wymyśliłem). W każdym razie my korzystaliśmy z tej przychodni już dwukrotnie. Za pierwszym razem z ropiejącym oczkiem, a za drugim...

No i właśnie tu dochodzimy do nawiązania do tytułu tego wpisu. UWAGA będzie o kupie!

K. zauważyła w pieluszce jakieś dziwne brunatne smugi. Chwyta za telefon. Pani każe przywieźć. Oczywiście 30 stopni w cieniu, wystarczy jak tatuś przywiezie pieluchę bez dziecka. No więc wiozę ten corpus delicti na Malczewskiego. W recepcji już wiedzą, o co chodzi. Oczywiście bez krępacji i na cały głos niesie się z okienka: "Pan z kupą przyjechał? To proszę do trójki albo czwórki. Tam już wszystko wiedzą". Tam jedna lekarka do "pana z kupą" zawołała jeszcze drugą lekarkę. I takie mini-konsylium uzgodniło, że nie ma się czym niepokoić, że może to jakaś przejściowa infekcja, a najlepiej niech K. przestanie jeść te jagodzianki, bo może to przez jagody w pokarmie.

I tak właśnie zostałem "panem z kupą". Przynajmniej było zabawnie. Bo zwykle wizyty u lekarza do zabawnych nie należą.

28.8.15

Daddy's Girl

Dzieci w reklamie to zawsze wdzięczny temat. O ile kreatywni nie muszą się natrudzić przy produktach dla dzieci jak pieluchy czy odżywki, to np. taka branża motoryzacyjna ma trudniej. Dlatego reklamy samochodów z udziałem dzieci są takie ciekawe, zwłaszcza te ukazujące relacje ojciec-córka.

Tutaj dwa przykłady - odwołujący się do ojcowskich wspomnień Subaru oraz bazująca na humorze, dziecięcych minkach i reakcjach Kia.





Mleko mamy rządzi

K. stosuje to od początku. Dostała jeszcze w szpitalu. Potem od położnej środowiskowej. Wspomaga laktację i czyni cuda matkom karmiącym. Ten suplement diety ma formę saszetek do rozpuszczania w mleku. W pudełku jest 12 paczuszek. Zalecana dawka 1-2 saszetki dziennie. Smakuje jak ice coffee (wiem, bo próbowałem, ale pokarmu od tego nie dostałem). Można kupić bezpośrednio w sklepie internetowym na stronie www.femaltiker.pl (ok. 24 zł), można kupić w aptekach (ponad 30 zł). My zamawiamy na allegro, gdzie można znaleźć oferty aptek internetowych. Tam za opcję trzech pudełek z dostawą wychodzi mniej niż 20 zł na pudełku.
 

26.8.15

Emolienty

Razem z Oblatywaczką Milą przetestowaliśmy balsamy  do skóry niemowląt. W końcu jak - zgodnie z powiedzeniem - "pupcia niemowlęcia ma być gładziutka" - to trzeba o nią dbać i smarować. Do tej pory testowaliśmy dwie serie kosmetyków. Obie możliwe do stosowania od pierwszego dnia życia. Z serii Emolium (producent Sanofi-Aventis) zostaliśmy przy emulsji do ciała, bo pozostałe produkty z tej linii (szampon czy płyn do kąpieli) można z powodzeniem zastąpić tańszymi odpowiednikami. Sama emulsja nie należy do najtańszych, bo tuba 200 ml może kosztować grubo ponad 30 zł. Na szczęście są promocje. Ostatnio w SuperPharm można je kupić za ok. 20 zł, a niedawno dostałem jeszcze kupon w ich programie Mamy Dzieci. Tuba wyszła po ok. 14 zł. Kupiłbym więcej, ale 1 kupon = 1 tańsza tuba.

Alternatywą jest też seria Oilatum Baby (producent GlaxoSmithKline). Tu balsam kosztuje ok. 20 zł, ale jest go więcej, bo 300 ml. Niestety jednym z minusów jest zapach. To znaczy pachnie bardzo ładnie, ale sam fakt, że balsam dla niemowlęcia jest perfumowany może być dla niektórych mam nie do przyjęcia. I tak np. K. stwierdziła, że jednak pod tym względem Emolium lepsze. A na dodatek łagodzi tzw. potówki i niemowlęcy trądzik, przez które przechodzą maluchy.

A Oilatum Baby chętnie wykorzystam testowo na sobie. Może jeszcze będę miał skórę jak pupcia niemowlęcia.

22.8.15

Chaussettes

Domyślam się, że to skarpetki po francusku. To kolejne - po zabytkowej grzechotce - znalezisko moich rodziców (a Mili dziadków) z czasów mojego własnego niemowlęctwa. Przy czym, jak widać na załączonym obrazku, jest to egzemplarz raczej dziewczęcy, a więc przeze mnie nie był używany. Można by rzec "nówka-sztuka", gdyby nie fakt, że te skarpetki mają 35 lat.

20.8.15

Podobni czy niepodobni?

Dla ułatwienia zdjąłem okulary. Kolega  twierdzi, że muszę popracować nad pulchniejszą twarzą. Na razie pulchniejszy zrobił mi się tylko brzuch.

19.8.15

Więdnę

Chwaliłem się i żartowałem, że w końcu się wyśpię. Tzn. przez te kilka dni, kiedy dziewczyny będą w Nowolesiu, a ja w pracy w Warszawie. Tymczasem żadnej poprawy jakości snu nie zauważyłem. Jest za to pustka w domu i tęsknię za nimi. Zwłaszcza kiedy K. podsyła mi zdjęcia. Np. takie ze spacerów po Wzgórzach Niemczańsko-Strzelińskich. Specjalnie dla K. i Mili rozwinęli asfalt do samego lasu.