8.5.15

Bad bed, czyli historia z łóżeczkiem

W życiu nie zamawialiście łóżeczka dziecięcego przez internet? Ja też nie. Ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Przy czym sprawa nie jest tak prosta jak przy zamawianiu np. książki. Bo takie łóżeczko gabarytowo małe nie jest i przychodzi w częściach. Ale od początku.

Znaleźliśmy ładne kojo w internetach w sklepie, który oferuje wiele różnych artykułów dziecięcych, a nazywa się wdzięcznie Dwa niedźwiadki (to chyba z jakiejś bajki). Trafiliśmy tam przez allegro porównując kilka różnych łóżek. Zależało nam na prostym, zwykłym, ale z zakrywaną szufladą. I takie znaleźliśmy. Ćwierć tysia. Albo 250 zł. Zależy co brzmi lepiej. Stosunkowo niedrogo, porównując z takim Trollem. Na realizację zamówienia musieliśmy poczekać ok. 2 tygodni, bo "Dwa niedźwiadki" zamawiają to dopiero w stolarni. W terminie dostajemy spory pakunek uprzedzony smsem od kuriera. Oczywiście kurier przyjeżdża w środku dnia, kiedy ja w pracy. Ale K. teraz tak wszystkich bierze na litość (kolejka pierwszeństwa do kasy to już teraz pikuś), że usłużny pan z  ochrony zatargał jej ten opał na górę.

Powrót z pracy. Ekscytacja. Walka z kartonem. I ....

 Ała!
 Ojej!
Zawartość paczki nie była należycie zabezpieczona i jedna z prowadnic od szuflady skutecznie zaorała balustradę jednego z boczków łóżeczka (jak się później dowiedziałem, fachowo nazywa się to szczyt lewy B). A do tego jeszcze to wszystko musiało być nieźle rzucane na pace, bo ta obita końcówka deski z odklejoną okleiną (fajna zbitka słów) wyglądała fatalnie. Choć od biedy te zadrapania można by zamalować choćby korektorem w płynie. Ale już frontu od szuflady zalepić się nijak niczym nie da...

No to ja za telefon. Odbiera jakaś pani, a w tle piszczy małe dziecko. Więc z jednej strony pomyślałem, że chyba dobry numer wybrałem, ale z drugiej - że niekoniecznie. Zapytałem dla pewności "Czy to sklep Dwa niedźwiadki" i już wypowiadając pierwsze słowa poczułem się jak idiota.

Ale trafiłem dobrze. Co prawda to była żona właściciela, ale kazała zgłosić reklamację mailem. Tak też zrobiłem, dołączając zdjęcia. Wiedziony doświadczeniem myślałem, że te zniszczone części bedę musiał odesłać. No więc druga walka z kartonem tego wieczoru i tym razem zabawa w zapakowanie.

Zupełnie niepotrzebnie, bo wieczorem przyszła odpowiedź mailem, że brakujące części doślą, a tych zniszczonych nie muszę odsyłać. Ładnie. I pan nawet zadzwonił do mnie nazajutrz w tej sprawie, upewniwszy się o jakie elementy chodzi.

No i faktycznie po weekendzie przychodzi. Ochroniarz już bez słowa podaje mi karton. Czyli blok już wie, co się u nas święci. Czy cały kwartał a może dzielnia też? Tego nie wiem.

Walka z kartonem. I niespodzianka. Z dwóch przysłanych elementów tylko jeden się zgadza - front do szuflady. A zamiast krótszego boku łóżka przysłano nam bok długi (wszystko to popieprzone, przecież łóżko ma cztery boki!).

No to ja za telefon. Brak odpowiedzi, bo to był 30 kwietnia. No to super - myślę. - Kilka dni na majówkę wyjęte. Ale nie. Pan oddzwania. Przeprasza za błąd, musieli się w stolarni pomylić. Doślą jeszcze jeden element, a tamte mogę sobie zostawić na ewentualną wymianę. Pięknie!

No i faktycznie. Przychodzi. Co prawda już bez prowadnicy, ale tę sobie przełożę z tamtej zarysowanej części.
Ochroniarz....
Pewnie pomyślał niewiadomoco.

W sumie ten wpis mógłby nosić tytuł "Dwa niedźwiadki - dwa łóżka" :) Bo jeszcze trochę i byśmy skompletowali drugie kojo dla małej.

Ale że koniec końców wszystko zakończyło się happy endem to sklep polecam.