Mila miała już dawno temu fazę na krakra na określenie
ptaków, było też kokoko i krótkie mu na krowę. Przez krotką chwilę było też "tatatata”.Ostatnio
natomiast wszystko było jako „mama”. Nawet tatuś. A tu się okazuje, że
wystarczy kilka dni rozłąki i się niewidzenia się, aby pojawiło się coś nowego
w temacie. Czyli po prostu moja obecność i grillowanie w sprawie tego „tata”
musiało biedne dziecko stresować. Już się nie mogę doczekać, kiedy to usłyszę
na własne uszy. Chyba ze K. wcześniej cos prześle. Na razie oglądam wciąż to. Mógłbym tak na okrągło. I
nie może przestać się podobać.