15.3.15

Nieszczęśliwa miłość, złamane serce

Rozczarowanie, żal, pustka... Te słowa i tak nie opiszą tego, co cisnęło mi się na usta po zobaczeniu na żywca wymarzonego wózka. I na cóż były te wszystkie chwile stracone na przeglądanie recenzji, testów, opisów i wideodemonstracji? Poczułem się oszukany jak ktoś, kto umówił się na randkę z osobą poznaną w internecie, a na miejscu okazało się, że zdjęcia z sympatia.pl były podrasowane w fotoszopie. Ale po kolei... Wózek Britax Affinty, bo o nim mowa, przy bliższym poznaniu okazał się po protu licho wykonany. Aż dziw bierze, że Niemcy firmują coś, co wygląda jak made in China. Owszem jest solidny i bardzo łatwo sterowalny, ale już choćby łączenia metalowych elementów ramy przypomina chamskie spawanie ramy rowerowej. Nawet sprzedawcy ledwo radzili sobie z blokadą przednich kółek, która nie dość że jest mikroskopijna, to jeszcze trzeba użyć nie lada siły, by zaskoczyła albo się odblokowała. Najlepszym elementem całości to wykonanie materiałów typu buda i fotelik spacerowy. No ewentualnie jeszcze kółka. Ale to nie wystarczy. Dość powiedzieć, że gondola jest rozmiaru XS albo nawet petite, co przekreśliło te wybór całkowicie. Bo że fotelik się nie rozkłada to już wiedziałem wcześniej. Kurczę, ten Britax na oko w porównaniu przegrywał nawet z polskim Xlanderem. Wydaje się, że największą zaletą tego modelu jest zwrotność, mały rozmiar i kompaktowość po złożeniu. Ale dla mnie to jednak za mało. A miało być tak pięknie...
No cóż, na czoło peletonu w koszulce lidera wysuwa się Włoch.