26.2.15

Ohyda


Ze względu na podobno częsty w ciąży spadek hemoglobiny K. musi pić soczek buraczkowy. W wersji pure nie są to żadne mecyje, ale nawet zmieszane z jabłkiem jej nie wchodzi. Codzienny akt spożycia to istna męka, koniecznie osładzana zagryzieniem jakiegoś ciastka.

Solidaryzując się z K. zgłosiłem się do wypicia jednej buteleczki. Pomogłem sobie słomką. Muszę powiedzieć, że początek faktycznie niezbyt znośny, ale każdy kolejny łyk był już do przełknięcia i dawał jakąś nadzieję na szczęsliwe dobrnięcie do konća, w tym wypadku - do dna. Można sobie wyobrazić, że to przepyszny sok z jakichkolwiek cytrusów sobie wymarzycie, istne delicje i ambrozja w jednym. Niestety koniec końców ja i tak czuję piwniczny smak buraka. Sorry K. Ty to musisz pić, ja nie.

PS Z tego miejsca chciałbym pozdrowić wszystkich miłośników soków przecierowych. Zwłaszcza z buraków. Szacun!