30.6.15

Film

I kiedy już jest chwila spokoju. I kiedy już zgromadzimy  trochę energii wieczorem, by opanować ciężkie powieki i coś obejrzeć. I kiedy już wybierzemy film, który trwa 90 minut, a więc idealnie wpasowany między pory karmienia. To musiał być to taki gniot. "Before I go to sleep" z Nicole Kidman i Colinem Firthem - nie warto. To już lepiej byłoby przekimać ten czas.

Grucha

O ile sprzęty typu laktator czy wyparzacz są OK, o tyle akcesoria firmy canpol babies są nie-OK. Na przykład taka gruszka, która ma na celu udrożnienie noska, czyli mówiąc wprost wyciągnięcie glutów. Po pierwsze jest mikroskopijna, nie ma szans, by w gruszce wytworzyć jakiekolwiek ciśnienie zdolne cokolwiek wyssać. Po drugie przy ściśnięciu gruszki między jej obrzeżem a plastikową nasadką tworzy się przerwa. Przez to w ogóle nie spełnia swojej funkcji. Do dupy. Nie polecam. I Mila też nie. Mimo że to tylko kilka złotych, uznaję je za wyrzucone w błoto. Albo raczej do kosza z pełnymi zawartości pieluchami.

28.6.15

Klatka

Wygląda to trochę drastycznie, ale to autentyk. Przed II wojną światową wynaleziono w USA sposób na to, co dziś nazywa się werandowaniem dziecka. A że wówczas w nowo budowanych wieżowcach brakowało miejsca w małych mieszkaniach, idealnym rozwiązaniem okazało się zorganizowanie za oknem platformy otoczonej siatką. Dzieciak miał dostęp do powietrza i miejsce do zabawy. Potem przyjęło się to w Wielkiej Brytanii. To co, Mila? Za okno?

27.6.15

Z cyklu: Niepodobni 2

Rodzice moi, a Mili dziadkowie nie kazali długo czekać na moje zdjęcia. Wszystko zaczęło się od tego wpisu oraz kilku niezależnych od siebie uwag, że Mila taka do mnie podobna.



No więc mam moje zdjęcia, ale wciąż trudno z uchwyceniem podobieństwa. Czarno-białe zdjęcia zostały wykonane w wieku moich sześciu miesięcy, więc na właściwe porównanie trzeba jeszcze poczekać.



A może Wy znajdziecie podobieństwa?

Oblatywaczka Mila testuje: na zmywak

Gdybym nie dostał w prezencie, nawet nie wiedziałbym, że istnieją płyny do mycia niemowlęcych naczyń, czyli butelek i smoczków. Jeszcze jeden płyn Nuk kupiłem w promocji, ale kolejne będę chyba już kupował z żabką. Tańsze. A też niemieckie. Znaczy chyba dobre.

Weekend

Flaszka dla każdego


25.6.15

Rattle

Prawdziwie oldskulowa grzechotka. Vintage, lata 80. Skąd wiem? Bo to moja! :) Rodzice przechowali i właśnie przysłali. Magia.

Cashback

Taką promocję wyhaczyłem w Carrefour. Producent Pampersów zwraca kasę za pieluchy. Co prawda trzeba sobie zadać trochę trudu, znaleźć na stronie formularz, wypełnić i wysłać, ale 20 zł w kieszeni, czyli będzie na kolejną paczkę. Od razu odpowiem na nasuwające się pytanie: tak, coś mi się stało z głową. Mam tak od 8 czerwca.

Legia


To było tak. 2 listopada byliśmy z K. na meczu z Ruchem Chorzów. Ona już wtedy wiedziała, ja jeszcze nie - dowiedziałem się dopiero parę dni poźniej. To znaczy, że na meczu byliśmy już we trójkę. No to jak zobaczyłem taki śpiworek, to po prostu musiałem go kupić. Taka historia.


24.6.15

PESEL

Wielki dzień. Mila ma już swój numer PESEL. W celu jego uzyskania tatuś musiał się udać do USC na Woli i po raz kolejny pokonać dobrze znaną trasę do szpitala na Żelaznej. Jakoś tak się składa, że urzędy stanu cywilnego są tuż przy szpitlaach - na Madalińskiego też. Można pomstować na państwową administrację, ale nie tym razem. Jeszcze w szpitalu umówiono nas na konkretny dzień i godzinę. W USC o wskazanej porze czekała na mnie karta narodzin, parę pytań, podpisy i za niedługi czas miałem w ręku trzy skrócone odpisy aktu urodzenia, a po kolejnej chwili zaświadczenie o nadaniu numeru PESEL.





Nie ukrywam, że przyszedłem 10 minut przed ustalonym czasem i powitał mnie karcący wzrok urzędniczki, która kazała mi poczekać na swoją kolej na korytarzu. Nasunęło mi to kilka złych myśli o takich paniach życia i śmierci, ale potem już wszystko minęło gladko i spokojnie. Oczywiście zdjęcie Mili też okazałem, żeby panie wiedziały, że nie mają do czynienia tylko z kolejnym zapisem statystycznym. Jak to K. usłyszała znowu zlapala się za głowę. Pani powiedziała, że już można paszport robić (coś sugeruje?) i że zawiadomią naszą dzielnicę o meldunku (to jeszcze jest?).

Misja druga do dowiezienie skierowania do lekarza do Instytutu Matki i Dziecka na Kasprzaka. Te rejony Woli to dla mnie terra incognita. Więc możecie sobie wyobrazić moje przerażenie, kiedy po raz pierwszy stanąłem na terenie szpitala na Kasprzaka. Katownia - to moje pierwsze skojarzenie. Po chwili jednak okazało się, że pomyliłem Szpital Wolski ze szpitalem dla dzieci, który znajduje się po sąsiedzku. Odetchnąłem. Co prawda w centralnej rejestracji dziki tłum i swoje odstać trzeba, ale sprawa załatwiona. Wrócimy tu 30 lipca z Milą.  



22.6.15

Lektura na Dzień Ojca

Świat potrzebuje ojców - wywiad z prof. Philipem Zimbardo





Ojcostwo

Podczas urlopu ojcowskiego chłonę wiele nowych, zupełnie dla mnie nieznanych doznań. Między praniem, prasowaniem, przewijaniem i karmieniem poznaję m.in. "Ukrytą prawdę", "Szkołę", "Dlaczego Ty?". Nie wiedziałem, że świat jest taki okrutny. Jak ja to wytłumaczę Mili?

Jedno wiem na pewno, nie zamieniłbym tych pierwszych tygodni spędzonych z córką (i żoną) na nic innego w świecie.

Oblatywaczka Mila prezentuje: pieluchy

Mieliśmy już na pupie pieluchy marek: Pampers, Dada (marka Biedronki), Life (marka Superpharm), Bella Happy, Babydream (marka Rossmana) oraz Mots d'enfants (marka z Leclerca). Średni koszt pieluchy to ok. 50 gr. Jak znajdę za tyle albo mniej - biorę.

Wg K. najlepsze z dotychczas używanych są bella happy, bo nie są takie długie jak pozostałe. Moim zdaniem te z Rossmanna (nie ma na zdjęciu), bo są najbardziej rzekłbym - kompaktowe. Jedynki, a jakby specjalnie skrojone na Milę, bo najmniejsze wydaje się. Są co prawda jeszcze tzw. zerówki, ale to naprawadę na tyci pupcie wcześniaków.  Co ciekawe, niektóre z pieluch mają wycięcia na kikut pępowiny, ale nie wszystkie. Np. nie miał ich Pampers, co mnie zdziwiło, a miały np. pieluszki z Rossmanna albo Leclerca. Ale poza tym, pielucha jak pielucha. Jedna uwaga - przy tych z Leclerca urwał mi się rzep przy pakowaniu Mili.




A co na to Mila? Jej i tak wszystko obojętne. Kupę i siku robi się w końcu tak samo niezależnie od pieluchy.

Kołnierz hańby

Oszczędzę córce publikacji zdjęcia ze śliniakiem na szyi.

Antydrapki

To była ostateczność. Kiedy zauważyliśmy, że zaczyna sobie wkładać palce do zaropiałego oka, nie było innego wyjścia. Choć wcześniej unikaliśmy tych rękawiczek-niedrapek, bo noworodek "widzi" tylko rękami. Ale - jak łatwo zauważyć - że w przypadku Mili taka rękawiczka mogłaby równie dobrze być np. czapką, trudno się jej utrzymać na rączce. Efektu nie przyniosło.



Przy okazji - zauważalny wzrost masy. 2800 g. W ciągu tygodnia, czyli od wypisu ze szpitala, przybyło 300 g. Mila goni równieśników.

Oblatywaczka Mila prezentuje: krem z filtrem

Trudno stwierdzić, czy to skuteczne, bo na słońce Mila nie była jeszcze jakoś specjalnie wystawiana. Inna sprawa, że czerwiec w tym roku teraz niezbyt słoneczny. Ale zalecają smarować buzię przed wyjściem, to profilaktycznie smarujemy. Na pewno bardzo długo zostawia białą powłokę na skórze. To może być charakterystyczne dla filtrów +50, ale kiedy ślad kremu jest jeszcze na buzi na drugi dzień i nie da się tego zmyć, to jest to dość irytujące.

Co na to Mila?
Następnym razem mniej kremu proszę.

Pokoik

Mila's in the house! Taki projekt dla immienniczki Mili z USA przygotowała pewna dekoratorka wnętrz. Znalezione w internetach.



źródło

blog

Bojler

Marnowaliśmy wodę i prąd nie tylko wyparzając sprzęt. Również podgrzewając pokarm. Dlatego kupiliśmy takie cuś. Znalazłem na olx.pl. Używany w bardzo dobrym stanie. 50 zł. Nowy kosztuje trzy razy tyle. Na tyle dobry, że pasują wszystkie butelki, bo te najnowsze aventa są dość pękate, więc grubszych już chyba nie ma. Polecam. Koniec tematu. 

I jeszcze jakiś świeży ranking podgrzewaczy do butelek.

Dla każdego coś dobrego

Ale tak na poważnie - napój o woltażu 40 i litrażu 0.7 został przekazany kolegom i koleżankom w celu wypicia zdrowia Mili na konferencji odywającej się w tych dniach w Łochowie pod nieobecność tatusia. W zamian Krakusy podarowały Mili kilka drobiazgów i matę edukacyjną, która na razie gabarytowo wypełnia bagażnik w samochodzie.

21.6.15

Śmieci

Odkąd Mila pojawiła się w domu drastycznie wzrosła ilość odpadów komunalnych w naszym gospodarstwie domowym. A tym samym liczba moich pielgrzymek ze śmieciami na dół. Chyba kupię jakieś budowlane worki, żeby ładować te wszystkie mniejsze torebki ze śmieciami, bo coraz trudniej mi się zabrać za jednym razem. Po jednej nocy z Milą urobek może wynieść nawet cały kubełek o pojemności 20 l. Chyba niedługo wzrośnie nam opłata za śmieci.

19.6.15

Lustereczko

To znowu jeden z tych gadżetów, których bym sam nie kupił. Ale że ją dostałem...
Akurat to lusterko udało mi się wynegocjować przy zakupie wózka. Nie chcieli nic zejść z ceny, ale dołożyli taki fant. Montuje się na zagłówku i dzięki niemu w lusterku wstecznym widzę buzię Mili (choć w tej chwili widzę tylko pusty fotelik i flanelową pieluchę).


Nie wiem, ile to kosztuje, ale przydatne. BeSafe Baby Mirror.

Oblatywaczka Mila prezentuje: smoczki i ssanie


Żadnym tam ekspertem nie jestem, ale tygodniowa współpraca z Milą pozwala już wyciągnąć pewne wnioski. Na przykład o takich smoczkach do butelek. Mieliśmy do próbowania NUK (jeszcze z wygranego zestawu podczas pamiętnego szkolenia bezpieczny maluch), medela (to Kasia w szpitalu dostała), canpol babies (z zestawu do laktatora), philips avent oraz tomee tippee.

No więc z braku innych jeszcze w szpitalu jechaliśmy na canpol babies i zdobycznej medeli. Sprawowały się, ale Mila nie mogła coś wyciągnąć z nich więcej. W domu mogliśmy spróbować nuka i  okazało się, że ta zakrzywiona końcówka zupełnie jej nie pasuje, nie chce jej ssać. Tomee tippee mimo najmniejszego rozmiaru jest chyba dla niej za duży mimo wzystko, bo ulewa. Zaś wybór Mili padł na smoczki philipsa aventa. Zestaw z butlą ciągnie aż miło. Je coraz więcej i rośnie.

Zestaw smoczkowo-butelkowy nauk ma za to fajny kapsel, dzięki któremu butelkę można wykorzystać do przechowywania pokarmu albo wymieszania formuły. Butelka z zestawu laktator canpol babies też ma taki kapsel, ale jest malutka. 

Co na to Mila? Ten smoczek daje radę!


 

Rutyna

Kupa, przewijanie, karmienie, kupa, siku, przewijanie, karmienie, kupa, siku, karmienie, kupa, przewijanie, karmienie, kupa, siku, przewijanie, karmienie, kupa, siku, karmienie, kupa, przewijanie, karmienie, kupa, siku, przewijanie, karmienie, kupa, siku, karmienie, przew.....



Odkąd dziewczyny wróciły do domu, jechałem jak na speedzie. Mogłem w ogóle nie spać. Aż w końcu przyszło znużenie...


Obciach

K. strofuje mnie, żebym nie pokazywał każdemu komu popadnie zdjęcia Mili. Znają ją już panie w aptekach, na kasachm, w Żabce, hipermarketach itp. itd.

Pomysł racjonalizatorski

Co zrobić, kiedy ograniczniki dostarczone przez producenta do unieruchomienia przewijaka na łóżeczku nie pasują? Przewiercić i przymocować przewijak do boku łóżka opaskami uciskowymi do kabli. A już chodziło mi po głowie kupno drewnianej nakładki na łóżko. Jak się okazuje - niepotrzebnie. Nawet nic nie widać.


Waga

Wróciliśmy do wagi wyjściowej. Jest 2700 i lecimy dalej. Mila je coraz więcej.
A tutaj mały lansik na spacerze do przychodni. Był to też pierwszy sprawdzian wózka. Sekundy po tym, jak wyszliśmy z bloku, zaczęło padać. Więc wszystko musieliśmy wcisnąc do samochodu i podjechać. Ale z powrotem spacerek się udał. Mila miała wiele nowych doznań słuchowych. Trochę też ją wytrzęsło. Po powrocie pochłonęła z przejęcia więcej niż zwykle.

18.6.15

Robimy masę

Mila po urodzeniu straciła na wadze. Przy wypisie miała ok. 2,5 kg. Okazało się, że "nieefektywnie ssie" i się po prostu nie najada. Zaczyna jeść i zasypia. Dlatego polecono nam dokarmianie (czyt. tuczenie). Zaczęliśmy jeszcze w szpitalu. Oczywiście mleko mamy ma priorytet. A potem dopychamy Bebilonem. Swoją drogą takie mleko w proszku to w cenie pewnie odżywki na siłkę jest. Puszka 800 g kosztuje ok. 60 zł.

W Opolu mleczarnia Zotta ma stacjonarny klep, w którym można kupić produkty nabiałowe. Nutricia w Opolu nie ma sklepu przyfarbrycznego, ale znalazłem sklep wirtualny. Niestety cena za opakowanie nie jest specjalnie tutaj atrakcyjniejsza niż w pierwszej lepszej drogerii. Nawet 2-3 zł drożej. No chyba że trzeba tutaj przypilnować jakieś promocje.Bebilon jest też w kilku innych miejscach w internecie dostępny, np. 6 opakowań za 300 zł, co daje puszkę za 50 zł. Znalazłem też serwis www.mlekolandia.pl.


Mała je coraz więcej i częściej. Nabrała już policzków i rączki widocznie większe. Mam nadzieję, że nie mutuje od tego mleka modyfikowanego. Dziś chwila prawdy na wadze w przychodni podczas wizyty kontrolnej.


17.6.15

Być testerką

Skoro się powiedziało A, to trzeba powiedzieć też i B. Napisałem już wcześniej o sterylizatorze i laktatorze Canpol Babies, zgłosiłem się do konkursu na stronie firmy, to teraz pora na zgłoszenie bloga. Serwis jest dla mam (tatusiowie jak zwykle odsunięci od dzieci), ale mam nadzieję, że wyjątkowo zgłoszenie od tatusia tym razem też się uzna. Tym bardziej, że miesięcznik "Dziecko" też przyjął mnie na swoje sfeminizowane łamy.

No więc niniejszym wyrażam chęć wzięcia udziału w testach produktów w programie Blogosfera Canpol Babies. Zachęcam też innych rodziców do wzięcia udziału w programie.

No to teraz zobaczymy, czy przyjmą mnie na testerkę :)

Sauna


To nie jest próba podlizania się, bo zgłosiłem bloga do konkursu Canpol Babies. Naprawdę ten wyparzacz do butelek i smoczków się przydaje. Myśleliśmy, że to fanaberia i poradzimy sobie zalewaniem wrzątkiem. Po czym uświadomiliśmy sobie, ile wody i prądu marnujemy w ten sposób. Z pomocą przyszedł nam ten podarowany wyparzacz-sterylizator. Mieszczą się tam cztery butelki, smoczki plus te inne małe pizdryki typu uszczelki czy obejmy czy jak to tam się nazywa. Wystarczy pół szklanki wody i w 10 minut wszystko gotowe.

Zabrzmiało jak lokowanie produktu, ale w końcu po to też piszę, być może ktoś skorzysta, a waha się z decyzją o zakupie. Warto. A jeszcze lepiej dostać od kogoś, jak my :)

Mógłby tylko nie piszczeć tak przeraźliwie przez 8 sekund po zakończeniu pracy - daje osiem głośnych pisków, zupełnie moim zdaniem niepotrzebnie (nie da się tego wyłączyć, trzeba wyjąć wtyczkę najwyżej).

Jedyną rzecz, o jakiej powinien pomyśleć producent, to dostępnośc instrukcji swoich produktów na stronie internetowej. Obsługa wyparzacza niby prosta jak obsługa cepa, ale jednak musiałem się chwilę zastanowić, co gdzie włożyć, oraz gdzie ile wlać wody.

Z firmy CAnpol Babies mamy też laktator. Sprawdza się świetnie, choć nie mnie to oceniać. Ale widzę efekty. Czasem rozszczelnia się przy pobieraniu pokarmu, ale to chyba zależy od przyłożenia do skóry.

Położna z rejonu

To w sumie bardzo ciekawe i przydatne świadczenie - położna środowiskowa, która odwiedza Milę kilka dni po wypisie ze szpitala. Zbiera dane, zostawia niezbędnik - książeczka Nivea z poradami (i przy okazji reklamami). Która to już wędruje na stos "do przeczytania?" Obejrzała Milę, opowiedziała o badaniach, szczepieniach, pielęgnację, generalnie można ją zapytać o wszystko. Jest taką lokalną pomocą pierwszego kontaktu, która może wpaść do domu. Moim zdaniem super. Nareszcie widzę jakieś efekty płacenia składek zdrowotnych. O przepraszam, przesadziłbym. Ze składek także poród i pobyt w szpitalu.

15.6.15

Insomnia

Dziś załatwiałem parę spraw rodzicielskich na tak zwanym mieście. Wniosek o macierzyński K., wizytę położnej środowiskowej u nas w domku, umówienie pierwszej kontrolnej wizyty u poediatry, jakieś tam zakupy. No i w końcu dopadł brak snu. Złapałem się na tym, że przy rejestracji nie pamiętałem numeru telefonu K. i musiałem pomóc sobie pamięcią własnego telefonu. Wcześniej miałem zawis na skrzyżowaniu na czerwonym świetle. Dobudził mnie obcy klakson na zielonym. I do tego ta pogoda taka usypiająca. Ale po powrocie do domu znów złapałem adrenalinę. Najważniejsze to znaleźć chyba odpowiedni rytm dnia i dopasować go do pór karmienia.

Urlop ojcowski

I nothing else matters. A tymczasem obok wpisów z Milą w treści pojawiły się reklamy Milki. Prawda li to?

14.6.15

Homecoming

Te 5 dób ciągnęło się niemiłosiernie, ale w końcu dziewczyny są w domu. Jazdę z Żelaznej na Stegny zapamiętam chyba do końca życia. Chyba nigdy wcześniej nie jechałem tak w 100% spokojnie i przepisowo. Ciekawe, może dlatego, że słuchałem początku meczu Polski z Gruzją w radiu?
A teraz znajdźcie różnice na tych zdjęciach.

Skandal

Wiecie, jakie google serwuje reklamy wizytującym ten blog? Spojrzałem z innego IP. Jakaś reklama antykoncepcji się pojawiła firmy Bayer. Zdjęcie jakiejś młodej kobiety z dziwną miną i "Nie chcę cały czas myśleć o antykoncepcji". Tematycznie zaczyna się ideksować, choć wolałbym raczej, by była to reklama dziecięcych zabawek, albo różnych innych gadżetów czy dziecięcych kosmetyków.

Fotowspominki

To jeszcze sprzed Mili na świecie. W takiej torebce z kroplówą w pompie się zadaje szyku na korytarzu. Lepsze to niż prowadzenie ze sobą tego wieszaka na płaszcze, którym można zahaczyć o framugę drzwi.
Takie jedzenie. O smutnych szpitalnych lanczach już było wcześniej. K. często w ogóle nie ruszała. Zjadała szpitalną polewkę i to, co jej przynosiłem (poza słynnymi już naleśnikami i śniadaniowym musli). Co było robić. Szpitalne drugie dania spożywałem ja.
W salach za tymi drzwiami ciekawe efekty akustyczne.

Mętlik

Kiedy dziewczyny były w szpitalu, noce poza prasowaniem ciuszków czy montowaniem łóżeczka upływały mi na czymś takim. Z rozłożeniem było łatwiej, trudniej poskładać to wszystko do kupy. Ale tak poważnie - sam bym tego nie kupił, bo wrzątek i garnki załatwiają sprawę, ale podarowany wyparzacz to jest jednak wygodniejszy i szybki. Tych wszystkich różnych butelek i smoczków zrobiło się tak dużo, bo jeszcze dodatkowo w szpitalu K. dostała. No i okazało się, że trzeba się skupić na dwóch takich samych butelkach i czterech pasujących do niego smoczkach. A resztę schować na pamiątkę, albo odłożyć na kolejne miesiące. Inaczej trudno się połapać, co już wyparzone, a co jeszcze nie, a przecież Mila na dostawę czekać nie będzie.

Z cyklu: niepodobni

Już kilka osób niezależnie od siebie stwierdziło, że podobna do mnie. Być może. Ja jeszcze tego nie widzę. Może dlatego, że siebie nie widzę. Dopiero mogę na tym szpitalnym zdjęciu porównać. Chyba że chodzi o te miny, jak kupę robi... Gosia O. poradziła, bym poprosił rodziców o swoje zdjęcie z dzieciństwa i porównał. No a ponieważ rodzice są wiernymi czytelnikami tego bloga, mam nadzieję, że prośbę spełnią. A wtedy puścimy oba zdjątka. I sami zobaczycie. A tak jeszcze a propos zdjęcia, to była bodaj środa albo czwartek, trzecia doba w szpitalu. Pierwszy raz na rękach, więc paraliż mojego całego ciała, a uśmiech to dla niepoznaki. K. rzuciła mnie na głęboką wodę. Przez pięć dni w szpitalu zaobserwowała tyle, że nie nadążam za nią. Ale przewijanie, karmienie butlą i odbijanie miałem już za sobą przed wypisem ze szpitala. I jeszcze słowo o szpitalu. Żelazna jest naprawde super. Kiedy o tym mówiłem przy wypisie, dziękując za cała pomoc, panie podziękowały, po czym powiedziały: "Proszę napisać o tym naszemu prezesowi". Zrobi się.

13.6.15

Znaki

W niedzielę, kiedy K. była po pierwszej nocy w szpitalu dwa dni przed porodem natrafiłem na to...
A dzisiaj wracając od K. i Mili ze szpitala to...
Nie wiem, co o tym myśleć, ale chyba najwyższy czas podziękować Bogu za córkę.

Gratulacje

Napływają depesze z całego świata. Co prawda Biały Dom i Watykan jeszcze nie zareagowały, ale za to zawsze można liczyć na rodziców, czyli obecnie już dziadków. Dziękuję też z tego miejsca za wszystkie smsy i telefony z gratulacjami, a także oferty bycia linią telefonicznego assistance ze strony znajomych mam. Symboliczne pępkowe można powiedzieć także się odbyło z MO.

Song

Przez najbliższy czas, a może już i na zawsze z przyjściem na świat Mili kojarzyć mi się będzie ta piosenka. Po raz pierwszy usłyszałem ją w radiu jak wracałem do domu około pólnocy po narodzinach Mili. Słuchałem ją niemal codziennie przez ostatni tydzien w Trójce. Albo jadąc wczesnym rankiem przed pracą do dziewczyn, żeby mimo zamkniętego oddziału podać jakieś potrzebne rzeczy, albo kiedy skoro świt prasowałem i suszyłem suszarką wypranego poprzedniego wieczora pajacyka - praktycznie teraz na razie jedynego, w którym ta kruszynka się nie topi. Co prawda utwór muzyczny nie jest nowy, ale Trójka go teraz puszcza w aranżacji z orkiestrą. Trójka puszcza też w tych dniach nowy kawałek Lao Che. Już wesoła taka nie jest, ale też mi chodzi po głowie. Co prawda tytuł "Wojenka" to nie o Mili, ale jest tam fragment o córeczce i matce w ciąży. Ciekawe przesłanie. Z płyty pt. "Dzieciom".

12.6.15

Gift bag

Taką torbę z fantami dostają świeżo upieczone mamy. A tam jakieś pieluchy Pampers, ampułki soli fizjologicznej, ulotki i informacje praktyczne o opiece nad noworodkiem. A także (to mnie prześladuje) próbki kremów na rozstępy. Znowu pominęli tatusiów. Panowie mogą co najwyżej liczyć na ulotkę z gołymi panienkami wetkniętą za wycieraczkę auta zaparkowanego w okolicach szpitala. Takie uroki parkowania na pograniczu Śródmieścia i Woli.

Smutne lancze




Zdjęcie jeszcze sprzed porodu, ale wiąże się z obiadami na Żelaznej ciekawa historia. I tu mała zmyłka, bo nie o ziemniaczkach z mięskiem i mizerią tu będzie. W dniu porodu K. już oczywiście nie mogła jeść, a tutaj po serii takich rarytasów jak ta gigantyczna porcja obiadowa w niedzielę, w poniedziałkowym menu były ... Naleśniki. Celowo z wielkiej, bo K. lubi. Była wkurzona, że akurat, kiedy ona nie może jeść, są naleśniki. Położna zachowała dla niej porcję. "Warto u nas rodzić dla tych naleśników" - cały czas starała się żartować, kiedy K. już dostała skurczy. Nie wiem, czy K. to pomagało, ale rzeczywiście starały się położne rozładować atmosferę. Faktycznie naleśniki dla K. pojechały z nami windą na blok porodowy. Ostatecznie przed północą naleśniki zniknęły z lodówki i K. dostała jakieś kanapki. Ale nazajutrz temat znikniętych naleśników powracał, K. i położna żartowały z całej sytuacji, a naleśniki pojawiły się na obiad znowu we środę.

Zniknięte naleśniki jak te zniknięte parówki.

Rządzi

Przyszła na świat i od razu rząd w rozsypce ;)

9.6.15

Kojo

Składanie łóżeczka w pojedynkę to nie w kij pierdział. Zwłaszcza kiedy nie ma kto przytrzymać tych dużych elementów. Pomagały ściany i podłożone książki. Nie pomagało zmęczenie materiału ludzkiego. Uparłem się, by to zrobić po przyjeździe do domu po K. porodzie. A była północ. Dłubałem do 3 rano. Ale wydłubałem. Zawziąłem się. Była motywacja. Bo postraszyli, że po dobie już do domu wypisują. Byłem z siebie dumny, kiedy złożyłem szufladę. A to nawet nie była połowa drogi. Duma minęła, kiedy potem zorientowałem się, że pomyliłem miejscami ścianki szuflady z prowadnicami. Kiedy pomyślałem, że będę musiał tę szufladę rozkręcać trzeci raz (bo wcześniej pomyliłem wkręty) to mnie coś trafiło. Na szczęście obyło się bez rozkręcania, wystarczyło odkręcić i zamienić (odwrócić) same prowadnice.

No i jest kojo. A zdjęcie obrazuje work in progress. Czas operacyjny 2:43 AM.


Jest Mila!



No po prostu nie wiem co, napisać. Słów brak. Chyba tylko tyle, że czas zmienić podtytuł bloga z "przyszłego taty" na inny.

No i kilka liczb mówiących już wiele na temat tej młodej panny:
Wzrost (raczej długość) 53 cm
Waga 2730

A K. naprawdę bohatersko to wszystko zniosła. Fachowo nazywają to porodem fizjologicznym, a nieformalnie drogami natury. A więc obyło się bez cięcia. Czas akcji 3,5 h. Była po prostu silna i rewelacyjna. Zwłaszcza że w pokoju obok ryk niczym wycie syreny trwał od 16:00 do 23:00 nonstop.



Kabelek zasilania od maminego brzucha przeciąłem sam. Pozwolili mi zostać do 23:00. Długo - zwłaszcza, że Mila zobaczyła świat o 19:35.

Tak że celowaliśmy w Madalińskiego, ostatecznie stała się Żelazna. Najważniejsze, że wszystko OK.
A wieczorem pod oknem zamkniętego już szpitala kompani świeżo upieczonego tatusia, którego wcześniej widziałem na korytarzu, razem z nim świętowali narodziny nowego Polaka, albo Polaków (jeśli bliźniaki) z puszkami i kielonami w dłoniach. Duch w narodzie nie ginie!

A to jest Mila najedzona i śpiąca. Pajacyki okazały się za duże, mimo że były w najmniejszych możliwych rozmiarach. Czapeczka też. Dopiero dziś dowiozłem z domu coś mniejszego. Ale jej chyba wszystko obojętnie.