31.7.15

Instytut


Co prawda już przy wizycie związanej z rejestracją w Instytucie Matki i Dziecka miałem mieszane uczucia, ale wówczas sprawa dotyczyła tylko dostarczenia skierowania. Po drugiej wizycie mam nadzieję, że nie będziemy musieli już tam znowu jeździć. Jestem przekonany, że pracują tak wysokiej klasy fachowcy od chorób dziecięcych, ale cała infrastruktura jest po prostu obskurna. Wszystko zorganizowane jest też bardzo chaotycznie. Najpierw trzeba z pół godziny poświęcić w kolejce do rejestracji centralnej, by potem kolejne pół godziny spędzić w oczekiwaniu do kolejnej rejestracji w odpowiedniej przychodni instytutu.


W tej pierwszej tłoczy się kilkadziesiąt osób. Przecież mogłoby to być jakoś zautomatyzowane. Korytarzyk w przychodni chirurgii onkologicznej wąski jak wagon metra. Wyobraźcie sobie, że w jednej chwili muszą tam wjechać rodzice z trzema wózkami. Jeśli do tego dorzucić  drugiego opiekuna, np. tatę albo babcię, to już się robi niezły tłok. Jeśli człowiek jest przekonany, że z tą polską służbą zdrowia wcale nie jest tak źle, to polecam wizytę właśnie w takiej placówce. Kiedy się kilka lat jechało na prywatnej opiece medycznej, to się później przeżywa niemal szok kulturowy. Trochę wstyd. W końcu przyjeżdżają tu chore dzieci z całej Polski. Ludzie z bagażami muszą tu często spędzić cały dzień, nie mają gdzie się podziać. Są co prawda zamykane szafki na torby, przynajmniej w tej przychodni były. Pól biedy w lecie, kiedy z poczekalni można sobie wyjść na zewnątrz, ale w zimie? By the way - Instytut Matki i Dziecka, a w obu poczekalniach nie widziałem przewijaka. Może były w toaletach.



Happy end tej historii taki, że podejrzenie naczyniaka u Mili okazuje się jedynie nieskomplikowaną i niegroźną sprawą dermatologiczną. I na koniec jeszcze coś, co zakrawa na kpinę. Fikcja to, czy faktycznie będzie z tego jakaś poprawa?


Szczepienie

Przeżyłem to gorzej niż Mila. Widok kłutego własnego dziecka to dość intensywne doświadczenie. A ona tylko krzyknęła po razie przy każdym ukłuciu i nawet później nie płakała. Za to K. zjeżyła się na lekarkę, że ta jej cały czas marudzi przy każdej wizycie o karmieniu piersią.

Kolka 2

Okazuje się, że czczony przez wielu rodziców jako cudowne remedium na niemowlęce kolki Sab Simplex (Pfizer) ma w Polsce swój odpowiednik-zamiennik. Jako że Sab Simplex nie jest dopuszczony do sprzedaży w Polsce i najbliżej można go kupić w Niemczech, wiadomo było, że rynek wypełni tę lukę. Polpharma produkuje dostępny bez recepty Bobotic, który stężenie symetykonu, czyli tego cudownego składnika, ma nawet 5-krotnie większe. No i produkt polski jest dwukrotnie tańszy. Buteleczka ma tę samą objętość.