25.9.15

Podgrzewacz samochodowy

Moje perypetie z kupnem podrzewacza do samochodu opisywałem w poście o pamiętnej wyprawie na Tarchomin. Ostatecznie ten podgrzewacz zamówiliśmy gdzie indziej. Leży sobie w schowku w samochodzie, bo nie wybieramy się nigdzie po Warszawie, by musieć go używać. Ale na pewno będzie w pogotowiu w przypadku potrzeby podgrzania papu podczas dłuższego wyjazdu do lekarza. Nam przyszło go na razie użyć słownie raz podczas powrotu od dziadków. Musieliśmy się zatrzymać jakieś 100 km przed Warszawą i nakarmić Milę. Podgrzewacz jest zrobiony z rozciągliwego materiału, dzięki czemu szczelnie opatula każdą butelkę. A wtyczka pasuje do gniazdka samochodem zapalniczki. I o to chodziło. Myliłby się jednak, kto myślał, że to jak kuchenny czajnik elektryczny. Co najmniej 5 minut trzeba silnikiem pogrzać, żeby temperatura w butelce raczyła wzrosnąć. Dlatego planując postój na karmienie, warto podłaczyć butlę do grzania jeszcze podczas jazdy, bo potem na postoju szkoda czasu.

Balast

Podobno baba z wozu - koniom lżej. Ale w tym wypadku jest zupełnie odwrotnie. To znaczy Mila przybiera na wadze (14 tygodni życia - 6 kilo żywej wagi), a mi łatwiej prowadzi się wózek. Oczywiście nie zmienił swojego twardego zawieszenia, ale ponieważ Mila jest coraz cięższa - łatwiej nim pokonywać wyboje i nie jest to już tak odczuwalne, jak np. miesiąc temu. A zresztą Mili to i tak nie przeszkadza, bo i tak zasypia na wertepach. Najbardziej lubi drobną kostkę brukową.



Wózek, jakim jeździmy, już opisywałem. Warto jednak jeszcze napisać, czym wyróżnia się od innych. Ma bardzo praktyczne pokrętło blokady kól na wysokości stelaża. To znaczy, że nie trzeba schylać się i manewrować przy brudnych ubłoconych kółkach, by je na przykład zablokować do jazdy na wprost.



Same koła zaś są z dziwnego tworzywa. Ni to guma ni to kauczyk. W sumie materiał niezniszczalny i nie trzeba pompować. Choć powtórze, jak przy poprzednim wpisie, do małych przednich kółek trzeba się cierpliwie przyzwyczaić, bo nie biorą dziur jak pompowane duże koła. Za to w zwrotności i lekkości prowadzenia nie mają sobie równych. Oczywiście na prostym terenie - idealny wózek do centrum handlowego. Poważnie - pojemny bagażnik czyni z niego w naszym przypadku czasem wózkiem towarowym. Ale próbujemy go też w terenie off-road, co widać po ubrudzonych kołach.



I ostatni myk - uchwyt na kubek, a raczej butelkę. Na razie używa go tylko K. na wodę. Gdyby można było pić w miejscach publicznych, puszka piwa pasuje jak ulał. A w wózku babciny kocyk hand-made.




Keta



Znacie ten ból? Trzymasz dziecko na rękach, a dzieciak pluje smoczkiem, który ląduje na podłodze. Aby uniknąć tego typu niepodzianek wymyślono mocowania, dzięki którym smoczek może sobie dyndać nawet wypluty ze zdwojoną siłą. K. była bardzo sceptyczna wobec plastikowego łańcuszka do smoczka, który dostalismy z pamiętnym zestawem NUK. A to dlatego, ze mocowanie do smoczka jest wyjatkowo duże. Tak duże, że Mila nawet niespełna dwumiesięczna była w stanie wyciągnąć sobie z buzi smoczek przypadkowo zahaczajac rączką o ten zaczep. Za to NUK-owy łańcuszek ma bardzo przyjemny dla oka klips z Kubusiem Puchatkiem, którym przypina się łańcuszek na przykład do ubranka.









Jako alternatywę nabyliśmy drogą kupna nieco przyjemniejszy, krótszy i mniej inwazyjny sprzęt. W Rossmannie za niecałe 10 zł można kupić tasiemkę zamiast łańcuszka. Zamiast plastikowego zaczepu na smoczek jest silikonowe kółko, przez które bez problemu przeciska sie uchwyt smoczka. Natomiast mocowanie do ubranka odbywa się za pomocą nieco większego klipsa, między który wtyka się fragment ciuszka, a następnie całość zaciska. To oczywiście nieco gorsze rozwiązanie niż prosty klips, ale duży plus za silikonowe mocowanie smoczka i zgrabną tasiemkę.

24.9.15

Strata

Przepraszam za moje milczenie, ale opłakuję stratę zdjęć z chrzcin Mili. Jeśli następnym razem będziecie na 100% przekonani, że zgraliście już z telefonu wszystkie zdjęcia, sprawdźcie jeszcze ze dwa razy.

7.9.15

Tato to ja

A mama to ona. Spacerek w Opolu podczas pobytu u dziadków Mili, a moich rodziców. Bardzo przyjazne wózkom miasto.

1.9.15

Słowo się rzekło

Kiedy wypisywaliśmy się ze szpitala, a ja dziękowałem całej obsłudze na Żelaznej, usłyszałem: "niech pan napisze do naszego dyrektora". Tak też zrobiłem. Wrzucam ten list dopiero teraz, bo go po prostu teraz odnalazłem przy porządkach w komputerze.




Warszawa, 26 czerwca 2015 r.

 

Szanowny Pan
Dr n. med. Wojciech Puzyna
Dyrektor Szpitala Specjalistycznego
Św. Zofii w Warszawie
Centrum Medyczne „Żelazna” Sp. z o.o.



                        Szanowny Panie Doktorze

            8 czerwca 2015 r. przyszła na świat Mila (córka Katarzyny Czajki-Poznań). Kiedy pięć dni później przy wypisie dziękowałem personelowi, usłyszałem: „proszę napisać o tym dyrekcji”. I słusznie. Dlatego na Pańskie ręce składam w imieniu własnym i żony podziękowania za fachową opiekę, pomoc i wsparcie na każdym etapie porodu oraz w pierwszych dniach połogu. Mogliśmy liczyć na ciepłe słowa i cierpliwość w tych najważniejszych dla nas chwilach. Spisane zdania nie oddadzą radości i szczęścia rodziców. Przez emocje nie jestem w stanie wymienić osób, które nam pomagały przez te wszystkie dni. Wspomnę więc tych, których nazwiska znalazłem w książeczce zdrowia dziecka: M. Witkiewicz, M. Jarczak, A. Zawadka, R. Kuszyk, J. Baszczeska. Dziękuję im i wszystkim tym, z którymi zetknęliśmy się w Centrum Medycznym „Żelazna”.


 



Na zmywaku po raz enty

Dziś z Oblatywaczką Milą przetestujemy utensylia do mycia dziecięcych butelek i akcesoriów, czyli po polsku - szczotki.
Nabyliśmy drogą kupna dwie takie szczoty. Obie firmy Canpol Babies. Pierwsza z nich to typowa szczotka do butelek z uchwytem w kształcie misia. Sprzedawana jest chyba w dwóch wersjach koloru. Nie pamiętam już jednak tej drugiej. Cena: 6-7 zł. Co tu dużo pisać - po prostu szczotka do butelek. W zestawie sprzedawana z taką mniejszą szczoteczką do czyszczenia smoczków. I właśnie ta malutka mi się najbardziej podoba. Ten ozdobnik w kształcie misia może i ładnie wygląda, ale trudno nakłada się go np. na haczyk w kuchni.
Drugi rodzaj szczotki również występuje w kilku wersjach koloru, ale paleta barw jest tu zdecydowanie szersza. My wybraliśmy czerwień. Solidna szczotka za 8-9 zł. Bardzo praktyczne zakrzywienie pozwala doczyścić zakamarki butelki. Choć po 2 miesiącach używania zauważyliśmy już pewne zmęczenie materiału w postaci mocno rozgiętego włosia. Nie do końca też wiem, co autor miał na myśli z tą gumową końcówką. Nie sądzę, by było to do czyszczenia smoczków, bo niby jak? Może z resztek jedzenia w smoczku? Gdzie tam! Przecież  nic gęstszego od mleka i wody przez smoczek nie przejdzie. A może służy to do skrobania zaschniętych resztek mleka wewnątrz butelki? Może, ale który rodzic dopuści naczynia swojego dziecka do takiego stanu?
Więc z nudów można sobie tą gumką też w nosie podłubać.
A rak szczerze? Wystarczy kupić normalny wycior do butelek na dziale małe AGD za 2-3 zł i zmieniać co 2 miesiące. Gwarantuję, że da radę.

Niepalenie

A tyle razy tłumaczyłem K., że matka karmiąca nie może palić. I żeby tylko papierosy, ale dopalacze?

Podróżniczka

Zachodziliśmy w głowę, jak ma być w tym samochodowym foteliku Mili wygodniej. Taka poduszka stanowiąca podwyższenie pod pupę miała powodować, że małemu pasażerowi miało być wygodnie. Tymczasem nasza Mila po prostu zjeżdżała w tym foteliku na dół. No przecież nie będę jej zaciskał do oporu pasami, by utrzymać ją w miejscu. No i wyobraźcie sobie nasze odkrycie. Wystarczyło po prostu wyrzucić ten booster. Widocznie był przewidziany tylko dla noworodków. No i widać, że Mili już wygodniej.

Lokowanie produktu

Tego używamy. Bobini produkowany w dolnośląskim Jaworze. Charakterystyczny przyjemny zapach. Sensacji skórnych nie było. Więc nie eksperymentowaliśmy z niczym innym. Odkryłem, że najtaniej można płyn Bobini kupić w hipermarketach Auchan (ok. 7 zł litr). Ale ostatnio zauważyłem też dwulitrowe opakowanie w Rossmannie (14-15 zł). To teraz czekam na propozycję reklamy z Miła i piorącym tatusiem :)