19.2.16

Sippy cup

Testujemy z Milą kubki niekapki. Na razie to prawdziwe niekapki, ponieważ Mila nie chce z nich pić, a może po prostu jeszcze nie zakumała, oco chodzi. W każdym razie dziubek kubka służy jej na razie do wycierania swędzących dziąsełek. Choć pewne próby pociągnięcia już były i zakończyły się sukcesem.

Ale do rzeczy. Na placu boju stają kubek Tommee Tippee oraz Philips Avent. Są to kubeczki nie treningowe (bo moim zdaniem dziubki niewiele różnią się od butelek), ale 1 level wyżej.



Tommee Tippe jest koloru zielonego (ni to chłopięcy, ni dziewczęcy) ma narysowaną marchewkę, a sam dziubek jest powleczony silikonem choć nie jest sprężysty ani elastyczny. Muszę przyznać, że jeśli kubeczek nie jest napełniony to nawet dorosły samiec gatunku homo sapiens musi włożyć trochę wysiłku, żeby coś przez tę dziurkę pociągnąć.

Kubeczek nie ma miarki, a same uchwyty - mimo dociśniętego dekla - nie siedzą sztywno, sprawiając ważenie niedopasowania. Nie jest to może najistotniejsze, ale na kubeczek nie można nałożyć smoczka tego samego producenta. Dekiel jest po prostu plastikowy i w całości zamknięty.



Philips Avent uświadomił mi, że kubek niekapek ma kształt pingwina, gdy tak na niego odpowiednio spojrzeć. A może to po prostu ten model, który nie tylko ma uchwyty łudząco przypominające skrzydełka nielota, ale ma też pingwinka namalowanego na samym kubeczku.

Ten niekapek ma miarkę, jego dziubek (czy też ustnik) jest miększy od konkurenta, ale wydaje podobnie piszczący dźwięk przy pocieraniu o niego niemowlęcymi bezzębnymi dziąsełkami. Ale c najważniejsze - można do kubeczka zamontować smoczki od tego samego producenta, wciskając je w nakładkę trzymającą dekielek.

To co Mila? Który wygrywa?

Nieważne który, ważne że powinnaś go trzymać, jak należy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz