9.6.15

Kojo

Składanie łóżeczka w pojedynkę to nie w kij pierdział. Zwłaszcza kiedy nie ma kto przytrzymać tych dużych elementów. Pomagały ściany i podłożone książki. Nie pomagało zmęczenie materiału ludzkiego. Uparłem się, by to zrobić po przyjeździe do domu po K. porodzie. A była północ. Dłubałem do 3 rano. Ale wydłubałem. Zawziąłem się. Była motywacja. Bo postraszyli, że po dobie już do domu wypisują. Byłem z siebie dumny, kiedy złożyłem szufladę. A to nawet nie była połowa drogi. Duma minęła, kiedy potem zorientowałem się, że pomyliłem miejscami ścianki szuflady z prowadnicami. Kiedy pomyślałem, że będę musiał tę szufladę rozkręcać trzeci raz (bo wcześniej pomyliłem wkręty) to mnie coś trafiło. Na szczęście obyło się bez rozkręcania, wystarczyło odkręcić i zamienić (odwrócić) same prowadnice.

No i jest kojo. A zdjęcie obrazuje work in progress. Czas operacyjny 2:43 AM.


Jest Mila!



No po prostu nie wiem co, napisać. Słów brak. Chyba tylko tyle, że czas zmienić podtytuł bloga z "przyszłego taty" na inny.

No i kilka liczb mówiących już wiele na temat tej młodej panny:
Wzrost (raczej długość) 53 cm
Waga 2730

A K. naprawdę bohatersko to wszystko zniosła. Fachowo nazywają to porodem fizjologicznym, a nieformalnie drogami natury. A więc obyło się bez cięcia. Czas akcji 3,5 h. Była po prostu silna i rewelacyjna. Zwłaszcza że w pokoju obok ryk niczym wycie syreny trwał od 16:00 do 23:00 nonstop.



Kabelek zasilania od maminego brzucha przeciąłem sam. Pozwolili mi zostać do 23:00. Długo - zwłaszcza, że Mila zobaczyła świat o 19:35.

Tak że celowaliśmy w Madalińskiego, ostatecznie stała się Żelazna. Najważniejsze, że wszystko OK.
A wieczorem pod oknem zamkniętego już szpitala kompani świeżo upieczonego tatusia, którego wcześniej widziałem na korytarzu, razem z nim świętowali narodziny nowego Polaka, albo Polaków (jeśli bliźniaki) z puszkami i kielonami w dłoniach. Duch w narodzie nie ginie!

A to jest Mila najedzona i śpiąca. Pajacyki okazały się za duże, mimo że były w najmniejszych możliwych rozmiarach. Czapeczka też. Dopiero dziś dowiozłem z domu coś mniejszego. Ale jej chyba wszystko obojętnie.




8.6.15

Położne

Obsługa bardzo sympatyczna w tej placówce zdrowotnej. Położne mają nawet okolicznościowe koszulki. Rozładowuje to bez wątpienia napięcie.

Widok z okna

A raczej z balkonu. Czyli pozostajemy przy skojarzeniach hotelowych i all inclusive. Bo jak wspomniała K. - kiedy o północy i czwartej robią KTG małej i kiedy  hałasuje jak koński galop, to hotel pięciogwiazdkowy to nie jest. W pokojach po 2-3 przyszłe mamy. Ale widok z pokoju przedni. Muranów.

Kod kreskowy

Oznakowanie. Coś jak opaska all inclusive. Tylko trochę w innym mało urlopowym miejscu.

And so it begins

Zaczęło się. Chyba.

7.6.15

Baza

Zdjęcie z cyklu "Don't try this at home", czyli coś poszło nie tak...
Okazuje się, że kupić używaną bazę do naszego fotelika nie jest tak łatwo. I dobrze, że nie kupowałem w ciemno, tylko umówiłem się na przymierzenie. Znalazłem na olx.pl. Mimo że ta sama firma i nawet wydawało się ten sam model (przynajmniej z nazwy), a jednak jedno nowszy nie pasuje do wersji. Albo nowsza wersja jest inna, bo to jakiś bezpieczniejszy projekt (tak wierzę), albo - jak twierdzi K. - celowo wypuszczają na rynek co jakiś czas nowe modele z nowymi akcesoriami, tak by ludzie nie odkupowali od siebie, tylko zmuszeni byli kupować nowe. No więc skoro już byliśmy oboje to pobawiliśmy się w umocowanie fotelika w aucie pasami. Za pierwszym razem to w mistrzostwach montowania fotelików na czas nie miałbym szans. Ale za każdym kolejnym już coraz lepiej. A z przodu to już w ogóle 15 sekund. I co się okazało? Musimy maksymalnie odsunąć kanapę do tyłu, by pas objął przód fotelika. Ale może tak trzeba, albo po prostu mamy za krótkie pasy ;) Koszt: utrata miejsca w bagażniku. Auto trzeba zmienić :)