Wielki dzień. Mila ma już swój numer PESEL. W celu jego uzyskania tatuś musiał się udać do USC na Woli i po raz kolejny pokonać dobrze znaną trasę do szpitala na Żelaznej. Jakoś tak się składa, że urzędy stanu cywilnego są tuż przy szpitlaach - na Madalińskiego też. Można pomstować na państwową administrację, ale nie tym razem. Jeszcze w szpitalu umówiono nas na konkretny dzień i godzinę. W USC o wskazanej porze czekała na mnie karta narodzin, parę pytań, podpisy i za niedługi czas miałem w ręku trzy skrócone odpisy aktu urodzenia, a po kolejnej chwili zaświadczenie o nadaniu numeru PESEL.
Nie ukrywam, że przyszedłem 10 minut przed ustalonym czasem i powitał mnie karcący wzrok urzędniczki, która kazała mi poczekać na swoją kolej na korytarzu. Nasunęło mi to kilka złych myśli o takich paniach życia i śmierci, ale potem już wszystko minęło gladko i spokojnie. Oczywiście zdjęcie Mili też okazałem, żeby panie wiedziały, że nie mają do czynienia tylko z kolejnym zapisem statystycznym. Jak to K. usłyszała znowu zlapala się za głowę. Pani powiedziała, że już można paszport robić (coś sugeruje?) i że zawiadomią naszą dzielnicę o meldunku (to jeszcze jest?).
Misja druga do dowiezienie skierowania do lekarza do Instytutu Matki i Dziecka na Kasprzaka. Te rejony Woli to dla mnie terra incognita. Więc możecie sobie wyobrazić moje przerażenie, kiedy po raz pierwszy stanąłem na terenie szpitala na Kasprzaka. Katownia - to moje pierwsze skojarzenie. Po chwili jednak okazało się, że pomyliłem Szpital Wolski ze szpitalem dla dzieci, który znajduje się po sąsiedzku. Odetchnąłem. Co prawda w centralnej rejestracji dziki tłum i swoje odstać trzeba, ale sprawa załatwiona. Wrócimy tu 30 lipca z Milą.
Rozterki początkującego ojca. Zapraszam do komentowania, lajkowania i szerowania. Przyciski pod wpisami :)
24.6.15
22.6.15
Ojcostwo
Podczas urlopu ojcowskiego chłonę wiele nowych, zupełnie dla mnie nieznanych doznań. Między praniem, prasowaniem, przewijaniem i karmieniem poznaję m.in. "Ukrytą prawdę", "Szkołę", "Dlaczego Ty?". Nie wiedziałem, że świat jest taki okrutny. Jak ja to wytłumaczę Mili?
Jedno wiem na pewno, nie zamieniłbym tych pierwszych tygodni spędzonych z córką (i żoną) na nic innego w świecie.
Jedno wiem na pewno, nie zamieniłbym tych pierwszych tygodni spędzonych z córką (i żoną) na nic innego w świecie.
Oblatywaczka Mila prezentuje: pieluchy

Wg K. najlepsze z dotychczas używanych są bella happy, bo nie są takie długie jak pozostałe. Moim zdaniem te z Rossmanna (nie ma na zdjęciu), bo są najbardziej rzekłbym - kompaktowe. Jedynki, a jakby specjalnie skrojone na Milę, bo najmniejsze wydaje się. Są co prawda jeszcze tzw. zerówki, ale to naprawadę na tyci pupcie wcześniaków. Co ciekawe, niektóre z pieluch mają wycięcia na kikut pępowiny, ale nie wszystkie. Np. nie miał ich Pampers, co mnie zdziwiło, a miały np. pieluszki z Rossmanna albo Leclerca. Ale poza tym, pielucha jak pielucha. Jedna uwaga - przy tych z Leclerca urwał mi się rzep przy pakowaniu Mili.
A co na to Mila? Jej i tak wszystko obojętne. Kupę i siku robi się w końcu tak samo niezależnie od pieluchy.
Antydrapki
To była ostateczność. Kiedy zauważyliśmy, że zaczyna sobie wkładać palce do zaropiałego oka, nie było innego wyjścia. Choć wcześniej unikaliśmy tych rękawiczek-niedrapek, bo noworodek "widzi" tylko rękami. Ale - jak łatwo zauważyć - że w przypadku Mili taka rękawiczka mogłaby równie dobrze być np. czapką, trudno się jej utrzymać na rączce. Efektu nie przyniosło.
Przy okazji - zauważalny wzrost masy. 2800 g. W ciągu tygodnia, czyli od wypisu ze szpitala, przybyło 300 g. Mila goni równieśników.
Przy okazji - zauważalny wzrost masy. 2800 g. W ciągu tygodnia, czyli od wypisu ze szpitala, przybyło 300 g. Mila goni równieśników.
Oblatywaczka Mila prezentuje: krem z filtrem

Co na to Mila?
Następnym razem mniej kremu proszę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)