10.3.15

Taczki

Właściwie mogłem ten wpis nazwać "wózkowy zawrót głowy". Ile ja się naoglądałem i naczytałem o wózkach przez ostatnie dni, łącznie z niemieckimi testami. Faktycznie najpierw był plan nabycia drogą kupna używanego sprzętu. Jednak po przejrzeniu internetu okazuje się, że wcale nie jest to taki tani interes, a do tego taczki są mocno wyeksploatowane (no bo właściwie do tego służą). Ale biorąc pod uwagę, że miałby jeszcze bez gwarancji pojeździć kolejne kilka lat to jednak daje do myślenia. Zawęziliśmy wybór i wytypowaliśmy zwycięski model 3 w 1. Oczywiście tak jak to klient 2.0 - obejrzymy dokładnie i pomacamy w realu, ale kupimy taniej w internecie. Z dostawą darmową i ekstrasami.Taką mam koncepcję.

Czy zastanawialiście się kiedyś, jak może wyglądać reklama TV wózka? Niestety są słabe i przewidywalne jak reklamy proszku do prania z Zygmuntem Chajzerem. Dlatego zamiast reklamy puszczam to. Też wózkowe...


A moment, jednak coś znalazłem i niekoniecznie taką sztywną. Chyba nie liczy się jako reklama telewizyjna, a raczej kilkuminutowe demo wózka. Aha, to nie taki wózek wybraliśmy.


Pokój

Miałem to zrobić już dawno, ale wyleciało mi z głowy. Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście, jak wyglądają indywidualne pokoje dla matek w szpitalu to proszę bardzo...

Oto przykład z Żelaznej. Nie wiem, jak wyglądają inne, ale ten na przykład odpicował mój znajomy. A rodziła tu dwukrotnie jego żona. To znaczy w szpitalu, nie wiem, czy w tym akurat pokoju. Prawda, że ładny...?

A tu jeszcze info ze szpitalnego fejsa... czyli zamiast podpisu pod zdjęcie:


4.3.15

Redaktor kontra przedszkolanka

Na nauczycielki wychowujące nasze dzieci w przedszkolu zwykło się mówić "przedszkolanki". Uległa temu nawet redaktor naczelna w marcowym wstępniaku do czasopisma Dziecko (a co? tak, kupiłem. Dziwne?). Nie jest to błąd językowy, mimo że przedszkolanka to równie dobrze może być dziewczynka w wieku przedszkolnym, podobnie jak przedszkolak - to chłopiec w przedszkolu.

Jednak dla wielu kobiet pracujących w przedszkolach może być to określenie krzywdzące. Mówiąc "przedszkolanka" traktujemy je z góry. A przecież osoby, którym powierzamy opiekę nad naszymi dziećmi to niejednokrotnie osoby z wyższym wykształceniem, wieloletnim doświadczeniem, zasługujące na szacunek, zaufanie i partnerskie traktowanie i coś więcej niż mówienie o nich i do nich per "przedszkolanka". Dlaczego tak rzadko mówimy o nauczycielkach w przedszkolu albo nauczycielkach wychowania przedszkolnego?
A kiedy dziećmi w przedszkolu opiekuje się mężczyzna, to zawsze będzie to nauczyciel przedszkola. I nikt nie pomyśli nawet o tym, by mówić o nim "przedszkolanek". Ale przed nazywaniem kobiet "przedszkolankami" jakoś nie mamy oporów.
Pozdrawiam wszystkie nauczycielki pracujące w przedszkolach.




A tutaj proszę. Zaszczyt. Odpowiedź:

Panie Marcinie,
dziękuję za list i uwagę.
Forma felietonu jest nieco inna niż normalnego tekstu, gdzie nie użyłabym formy przedszkolanka, a nauczycielka. W felietonie, w bardzo krótkim tekście trzeba zawrzeć uformowaną myśl i czasem sięga się do skrótów czy kolokwializmów. W tej konkretnej, opisywanej przeze mnie sytuacji, wypowiadała się pani zatrudniona jako "pomoc nauczyciela przedszkolnego" - szczerze mówiąc nie przyszło mi do głowy inne określenie niż popularna "przedszkolanka", by nie zakłócać rytmu zdania.
Ale ma Pan rację, w szczegółach zawsze tkwi sporo znaczeń i przekazów.
Pozdrawiam serdecznie!
Joanna Szulc
 

3.3.15

Noworoczne #WishesForBaby

Fisher Price nakręcił na nowy rok reklamówkę z udziałem noworodków urodzonych 1 stycznia 2015 r. Zdjęcia kręcone były też w warszawskim Szpitalu Specjalistycznym im. Świętej Rodziny przy ul. Madalińskiego. Więc oprócz maleństw z Bostonu, Los Angeles, Tokio, São Paulo, Meksyku, Bangladeszu i Nairobi, pojawia się także dziecię z Warszawy.

26.2.15

Ohyda


Ze względu na podobno częsty w ciąży spadek hemoglobiny K. musi pić soczek buraczkowy. W wersji pure nie są to żadne mecyje, ale nawet zmieszane z jabłkiem jej nie wchodzi. Codzienny akt spożycia to istna męka, koniecznie osładzana zagryzieniem jakiegoś ciastka.

Solidaryzując się z K. zgłosiłem się do wypicia jednej buteleczki. Pomogłem sobie słomką. Muszę powiedzieć, że początek faktycznie niezbyt znośny, ale każdy kolejny łyk był już do przełknięcia i dawał jakąś nadzieję na szczęsliwe dobrnięcie do konća, w tym wypadku - do dna. Można sobie wyobrazić, że to przepyszny sok z jakichkolwiek cytrusów sobie wymarzycie, istne delicje i ambrozja w jednym. Niestety koniec końców ja i tak czuję piwniczny smak buraka. Sorry K. Ty to musisz pić, ja nie.

PS Z tego miejsca chciałbym pozdrowić wszystkich miłośników soków przecierowych. Zwłaszcza z buraków. Szacun!