8.8.15

Wozkifoteliki.pl - odradzam

Szykuje nam się podróż z Milą przez pół Polski, więc mimo że upały w pełni, chcieliśmy zaopatrzyć się w podgrzewacz do butelek z wtyczką do samochodowej zapalniczki. Nawet jeśli teraz się nie przyda, to będzie na zimę i na tzw. zaś. A nuż się temperatura nagle zmieni, w końcu już prawie jesień. A i podczas chłodnej nocy może się przydać w trasie.

Przejrzałem internety, żeby zasięgnąć opinii znawczyń. Żelowy podgrzewać mnie nie interesuje, bo mamy już samonagrzewającą się butlę. Najpierw chciałem kupić ten podgrzewacz firmy Babyono (40-50 zł), bo najtańszy, a w końcu jako to filozofia, podgrzewacz ma podgrzewać, czy za 100 czy za 30 zł.



Ale w sieci same druzgocące opinie. Że nie grzeje, że nie trzyma ciepła, że do dupy… W sumie, jak się tak przyjrzałem fotografii to faktycznie - otula to coś butelkę niezbyt szczelnie. No to szukamy dalej. Szaleć jednak nie ma co, w końcu to tylko podgrzewacz, więc wybrałem tylko półkę wyżej. Cenowo (50-60 zł). Podgrzewacz firmy Hauck, który wykonany jest z takiej rozciągliwej tkaniny i dzięki temu szczelnie otula butelkę.




Najtańszą ofertę znalazłem w sklepie www.wozkifoteliki.pl. Celowo nie daję aktywnego linku, bo nie mam pozytywnych doświadczeń do opisania.

No więc wszystko niby w porządku od zamówienia w internecie do uzyskania potwierdzenia przyjęcia zapłaty. Wybrałem osobisty odbiór na Białołęce, bo i tak tego dnia miałem coś do załatwienia u znajomych (Jagoda to o Was! :)

Jeszcze w czwartek czy piątek dzwonię tam, by upewnić się, że są otwarci w sobotę. Owszem, ale facet coś mówi, że musi sprawdzić, czy mają jeszcze te podgrzewacze i jakby co to ewentualnie oddzwoni.

W rzeczoną sobotę jadę na miejsce, a on na to, że chyba nie ma tego podgrzewacza i że błąd w systemie. "No to przecież miał Pan zadzwonić, nie przyjeżdżałbym" - mówię. Kiedy okazało się, że podgrzewacze powinny przyjść w tygodniu, składam propozycję: "To za ten błąd w systemie przyślecie mi ten podgrzewacz do domu".
A on na to: "No to będzie 20 zł kurier…".
Ja: "Chwileczkę, to był błąd po Waszej stronie, ja specjalnie przyjechałem po odbiór. Moglibyście przysłać na własny koszt".
On: "No ewentualnie pocztą mogę wysłać, to będzie 8 zł".
Ja: "Nie, no to w takim razie poproszę o zwrot kasy".

No i trzeba przyznać, że dyspozycja anulowania zamówienia i zwrotu poszła natychmiast. Tak więc mikroskopijny plusik za wrażenia artystyczne, ale ogólnie występ słaby. Pierwszy raz spotkałem się z kimś, kto wolał oddać klientowi kasę za towar niż go sprzedać, dając coś od siebie, np. mały rabacik w formie pokrycia kosztów wysyłki. Przecież to dla tej firmy pryszcz, zresztą do odliczenia.

Naprawdę dobrze, że i tak się tam wybierałem, w przeciwnym razie mój wkurw sięgałby zenitu. A może po prostu miałem pecha? Awanturujący się nie bywam. Krawaty noszę.

Tak więc koniec końców podgrzewacz zdążyłem zamówić gdzie indziej. A jak przyjdzie, to opiszę testowanie.

7.8.15

Kojo

Wiadomo nie od dziś, że najlepsze do spania w upalne dni jest wyro rodziców.

4.8.15

NFZ

... nasz kochany

Wiele już opowieści pojawiło się na temat tej ukochanej przez wszystkich, zwłaszcza chorujących Polaków, instytucji... Jednak zwykle machasz na to ręką, kiedy codziennie słyszysz o jakiejś sprawie, a Ciebie ona nie dotyczy. Oto case okulisty dziecięcego. Próba dostania się do jednego z niweielu publicznie przyjmujących okulistów dziecięcych w Warszawie.

Jest początek sierpnia. Nie ma miejsc do końca roku. Bez komentarza. W końcu moje ubezpieczenie i składka na NFZ obejmuje też dziecko. Na publicznej służbie zdrowia trzeba położyć kreskę. Tylko prywatne przychodnie i współpłacenie do składki. Nikt Ameryki tu nie odkryje, a system poprawi.

A co na to Mila? Śmiech ją ogarnął :)

31.7.15

Instytut


Co prawda już przy wizycie związanej z rejestracją w Instytucie Matki i Dziecka miałem mieszane uczucia, ale wówczas sprawa dotyczyła tylko dostarczenia skierowania. Po drugiej wizycie mam nadzieję, że nie będziemy musieli już tam znowu jeździć. Jestem przekonany, że pracują tak wysokiej klasy fachowcy od chorób dziecięcych, ale cała infrastruktura jest po prostu obskurna. Wszystko zorganizowane jest też bardzo chaotycznie. Najpierw trzeba z pół godziny poświęcić w kolejce do rejestracji centralnej, by potem kolejne pół godziny spędzić w oczekiwaniu do kolejnej rejestracji w odpowiedniej przychodni instytutu.


W tej pierwszej tłoczy się kilkadziesiąt osób. Przecież mogłoby to być jakoś zautomatyzowane. Korytarzyk w przychodni chirurgii onkologicznej wąski jak wagon metra. Wyobraźcie sobie, że w jednej chwili muszą tam wjechać rodzice z trzema wózkami. Jeśli do tego dorzucić  drugiego opiekuna, np. tatę albo babcię, to już się robi niezły tłok. Jeśli człowiek jest przekonany, że z tą polską służbą zdrowia wcale nie jest tak źle, to polecam wizytę właśnie w takiej placówce. Kiedy się kilka lat jechało na prywatnej opiece medycznej, to się później przeżywa niemal szok kulturowy. Trochę wstyd. W końcu przyjeżdżają tu chore dzieci z całej Polski. Ludzie z bagażami muszą tu często spędzić cały dzień, nie mają gdzie się podziać. Są co prawda zamykane szafki na torby, przynajmniej w tej przychodni były. Pól biedy w lecie, kiedy z poczekalni można sobie wyjść na zewnątrz, ale w zimie? By the way - Instytut Matki i Dziecka, a w obu poczekalniach nie widziałem przewijaka. Może były w toaletach.



Happy end tej historii taki, że podejrzenie naczyniaka u Mili okazuje się jedynie nieskomplikowaną i niegroźną sprawą dermatologiczną. I na koniec jeszcze coś, co zakrawa na kpinę. Fikcja to, czy faktycznie będzie z tego jakaś poprawa?