4.3.15

Redaktor kontra przedszkolanka

Na nauczycielki wychowujące nasze dzieci w przedszkolu zwykło się mówić "przedszkolanki". Uległa temu nawet redaktor naczelna w marcowym wstępniaku do czasopisma Dziecko (a co? tak, kupiłem. Dziwne?). Nie jest to błąd językowy, mimo że przedszkolanka to równie dobrze może być dziewczynka w wieku przedszkolnym, podobnie jak przedszkolak - to chłopiec w przedszkolu.

Jednak dla wielu kobiet pracujących w przedszkolach może być to określenie krzywdzące. Mówiąc "przedszkolanka" traktujemy je z góry. A przecież osoby, którym powierzamy opiekę nad naszymi dziećmi to niejednokrotnie osoby z wyższym wykształceniem, wieloletnim doświadczeniem, zasługujące na szacunek, zaufanie i partnerskie traktowanie i coś więcej niż mówienie o nich i do nich per "przedszkolanka". Dlaczego tak rzadko mówimy o nauczycielkach w przedszkolu albo nauczycielkach wychowania przedszkolnego?
A kiedy dziećmi w przedszkolu opiekuje się mężczyzna, to zawsze będzie to nauczyciel przedszkola. I nikt nie pomyśli nawet o tym, by mówić o nim "przedszkolanek". Ale przed nazywaniem kobiet "przedszkolankami" jakoś nie mamy oporów.
Pozdrawiam wszystkie nauczycielki pracujące w przedszkolach.




A tutaj proszę. Zaszczyt. Odpowiedź:

Panie Marcinie,
dziękuję za list i uwagę.
Forma felietonu jest nieco inna niż normalnego tekstu, gdzie nie użyłabym formy przedszkolanka, a nauczycielka. W felietonie, w bardzo krótkim tekście trzeba zawrzeć uformowaną myśl i czasem sięga się do skrótów czy kolokwializmów. W tej konkretnej, opisywanej przeze mnie sytuacji, wypowiadała się pani zatrudniona jako "pomoc nauczyciela przedszkolnego" - szczerze mówiąc nie przyszło mi do głowy inne określenie niż popularna "przedszkolanka", by nie zakłócać rytmu zdania.
Ale ma Pan rację, w szczegółach zawsze tkwi sporo znaczeń i przekazów.
Pozdrawiam serdecznie!
Joanna Szulc
 

3.3.15

Noworoczne #WishesForBaby

Fisher Price nakręcił na nowy rok reklamówkę z udziałem noworodków urodzonych 1 stycznia 2015 r. Zdjęcia kręcone były też w warszawskim Szpitalu Specjalistycznym im. Świętej Rodziny przy ul. Madalińskiego. Więc oprócz maleństw z Bostonu, Los Angeles, Tokio, São Paulo, Meksyku, Bangladeszu i Nairobi, pojawia się także dziecię z Warszawy.

26.2.15

Ohyda


Ze względu na podobno częsty w ciąży spadek hemoglobiny K. musi pić soczek buraczkowy. W wersji pure nie są to żadne mecyje, ale nawet zmieszane z jabłkiem jej nie wchodzi. Codzienny akt spożycia to istna męka, koniecznie osładzana zagryzieniem jakiegoś ciastka.

Solidaryzując się z K. zgłosiłem się do wypicia jednej buteleczki. Pomogłem sobie słomką. Muszę powiedzieć, że początek faktycznie niezbyt znośny, ale każdy kolejny łyk był już do przełknięcia i dawał jakąś nadzieję na szczęsliwe dobrnięcie do konća, w tym wypadku - do dna. Można sobie wyobrazić, że to przepyszny sok z jakichkolwiek cytrusów sobie wymarzycie, istne delicje i ambrozja w jednym. Niestety koniec końców ja i tak czuję piwniczny smak buraka. Sorry K. Ty to musisz pić, ja nie.

PS Z tego miejsca chciałbym pozdrowić wszystkich miłośników soków przecierowych. Zwłaszcza z buraków. Szacun!

16.2.15

Przewaga

Właśnie do mnie dotarło, że jeśli wszystko potoczy się pomyślnie, będę o jeden dzień ojca bogatszy. Tzn. K. będzie świętować dzień matki dopiero w kolejnym roku (maj 2016), a ja od razu. Jeszcze w czerwcu 2015 :)

14.2.15

Baloniku nasz malutki...

Oto jak pewna para z Kanady próbuje wyjaśnić, skąd się biorą dzieci. Fotograf Patrice Laroche namówił żonę, by kilkakrotnie sfotografować się w tym samym miejscu i w tych samych ubraniach w ciągu całego okresu ciąży.
Źródło: boredpanda