Podobno baba z wozu - koniom lżej. Ale w tym wypadku jest zupełnie odwrotnie. To znaczy Mila przybiera na wadze (14 tygodni życia - 6 kilo żywej wagi), a mi łatwiej prowadzi się wózek. Oczywiście nie zmienił swojego twardego zawieszenia, ale ponieważ Mila jest coraz cięższa - łatwiej nim pokonywać wyboje i nie jest to już tak odczuwalne, jak np. miesiąc temu. A zresztą Mili to i tak nie przeszkadza, bo i tak zasypia na wertepach. Najbardziej lubi drobną kostkę brukową.
Wózek, jakim jeździmy, już opisywałem. Warto jednak jeszcze napisać, czym wyróżnia się od innych. Ma bardzo praktyczne pokrętło blokady kól na wysokości stelaża. To znaczy, że nie trzeba schylać się i manewrować przy brudnych ubłoconych kółkach, by je na przykład zablokować do jazdy na wprost.
Same koła zaś są z dziwnego tworzywa. Ni to guma ni to kauczyk. W sumie materiał niezniszczalny i nie trzeba pompować. Choć powtórze, jak przy poprzednim wpisie, do małych przednich kółek trzeba się cierpliwie przyzwyczaić, bo nie biorą dziur jak pompowane duże koła. Za to w zwrotności i lekkości prowadzenia nie mają sobie równych. Oczywiście na prostym terenie - idealny wózek do centrum handlowego. Poważnie - pojemny bagażnik czyni z niego w naszym przypadku czasem wózkiem towarowym. Ale próbujemy go też w terenie off-road, co widać po ubrudzonych kołach.
I ostatni myk - uchwyt na kubek, a raczej butelkę. Na razie używa go tylko K. na wodę. Gdyby można było pić w miejscach publicznych, puszka piwa pasuje jak ulał. A w wózku babciny kocyk hand-made.
Kocyk piękny :)
OdpowiedzUsuń