12.12.16

Dzielny pacjent

Jak zwykle tatuś bardziej przeżywa szczepienie Mili niż ona sama. Może dlatego najczęściej w terminach szczepienia córki siedzi w pracy. Tymczasem Mila jest nieustraszona. Nie chce wychodzić od lekarza. Tak trzymać!

Mikołajki

Mikołajki mogą być dobrym pretekstem do powrotu do pisania. Zwłaszcza, kiedy dziewczyny poza domem w oczekiwaniu na święta, a ja sam mogę  nadrobić zaległości. A jest co nadrabiać, bo przerwa kilkumiesięczna. No i w ciagu ostatnich dwóch tygodni dwie osoby pytały mnie, co z tym pisaniem. No więc może niech to już będzie noworoczne postanowienie.

Ostatni raz na choince z Mikołajem zorganizowanej przez zakład pracy byłem sam dzieckiem będąc. Mój tato mógłby coś więcej o tym powiedzieć, bo ja pamiętam niewiele. Zachowały się zdjęcia. Jak kiedyś odnajdę - to dokleję.

Czas zatoczył koło  i teraz ja na firmowym Mikołaju łamane przez choince z własnym dzieckiem. Dla Mili pracowa choinka mogłaby równie dobrze zacząć się i skończyć przy wejściu przy dużej choince i prezencie zrobionych z baloników. Potem biegała z dwiema piłeczkami zwiniętymi z takiego basenu pełnego piłek, w którym bawią się dzieci (tak chodzi o to siedlisko wszy).

Kolejka do zdjęcia z Mikołajem posuwała się bardzo szybko. K. nie obawiała się posadzić Milę samą na kolanach Kogoś przebranego za M., mimo że Mila energiczny potrzasaniem głowy dawała wyraźnie znać, że  nie ma na to ochoty. Ale wytrzymała kilka długich sekund, wystarczyło na kilka zdjęć i firmowa fotografię. Potem pojawiła się mina typu "zabierzcie mnie stąd" i to była ostatnia chwila, by ewakuować ją  z otoczenia M. przed rykiem.

Mili spodobało się na tyle, że aby uniknąć płaczu rozwijającego się po całym parkingu Stadionu Narodowego, musieliśmy tam wrócić ponownie. Dostaliśmy jeszcze balonika skręconego na kształt pieska i zgarnęliśmy paczkę ze słodyczami. Niby dla Mili, ale tatuś będzie miał na zapas :)

Pierwsze Milowe świadomie przeżyte mikołajki za nami.

2.8.16

Pierwsze ID

Mila ma swój pierwszy dowód osobisty. To brzmi dumnie. Moim zdaniem na zdjęciu dowodowym jest do siebie zupełnie niepodobna. A K. mówi, że właśnie podobna (poza tym byla przy robieniu zdjęcia, więc jest gwarancja, że to nasza córka). A może wszystko wynika z faktu, że fotografce udało się przez nanosekundę uchwycić, jak obiekt pozujący patrzy po prostu na wprost. My tego dokonac nie potrafliśmy.



A tak wyglądała, kiedy próbowaliśmy w domu.



8.6.16

Roczek

Czas leci. Życie chłoszcze. To już 12 miesięcy. 365 dni odkąd jest nas troje. Każdy dzień przynosi coś nowego, ale jedno się nie zmiania - nie mamy czasu z K., by podrapać się po głowach. Po fazie na noszenie na rękach, przyszła faza na chodzenie. Na razie z asekuracją, ale w ciągłej pozycji "proszę się pochylić", to chyba bardziej meczące niż noszenie Mili na rękach. Wybaczcie więc braki w aktualizowaniu niniejszego pamiętniczka. Obiecuję poprawę. Oto my.



A oto i wcześniej wjechał tort. "Może nawet coś tam ciekawie skwierczy i świeci, ale nie jestem pewna, czy to mnie interesuje bardziej niż książeczka o piesku".





Tatuś dmuchaj, ja tam wolę palutkiem w truskawkę.






7.6.16

Poniżej pasa

Takie żelki (sztuk dwie w środku) rozdają w Smyku. Uzależniając tym samym malców od tych niezdrowych słodyczy. Tym razem zje tatuś.


23.5.16

Nagroda

Po raz drugi jest fejm za publikację w "Dziecku". Tym razem za list godziwe wynagrodzenie w postaci książki z ilustracjami. Zbyt drobne ilustracje na razie, by Mila to załapała. Ale jak zdziebko podrośnie - będzie jak znalazł. A to już za chwilę


...