
Rozterki początkującego ojca. Zapraszam do komentowania, lajkowania i szerowania. Przyciski pod wpisami :)

Takie jedzenie. O smutnych szpitalnych lanczach już było wcześniej. K. często w ogóle nie ruszała. Zjadała szpitalną polewkę i to, co jej przynosiłem (poza słynnymi już naleśnikami i śniadaniowym musli). Co było robić. Szpitalne drugie dania spożywałem ja.
W salach za tymi drzwiami ciekawe efekty akustyczne.
Już kilka osób niezależnie od siebie stwierdziło, że podobna do mnie. Być może. Ja jeszcze tego nie widzę. Może dlatego, że siebie nie widzę. Dopiero mogę na tym szpitalnym zdjęciu porównać. Chyba że chodzi o te miny, jak kupę robi... Gosia O. poradziła, bym poprosił rodziców o swoje zdjęcie z dzieciństwa i porównał. No a ponieważ rodzice są wiernymi czytelnikami tego bloga, mam nadzieję, że prośbę spełnią. A wtedy puścimy oba zdjątka. I sami zobaczycie.
A tak jeszcze a propos zdjęcia, to była bodaj środa albo czwartek, trzecia doba w szpitalu. Pierwszy raz na rękach, więc paraliż mojego całego ciała, a uśmiech to dla niepoznaki. K. rzuciła mnie na głęboką wodę. Przez pięć dni w szpitalu zaobserwowała tyle, że nie nadążam za nią. Ale przewijanie, karmienie butlą i odbijanie miałem już za sobą przed wypisem ze szpitala.
I jeszcze słowo o szpitalu. Żelazna jest naprawde super. Kiedy o tym mówiłem przy wypisie, dziękując za cała pomoc, panie podziękowały, po czym powiedziały: "Proszę napisać o tym naszemu prezesowi". Zrobi się.